Daniel.
- Mam dla ciebie propozycję... - zaczął od nowa Max. - Mój szef potrzebuje Penę. Jest mu potrzebny. Powiem nawet, że mnie zabije jeśli mu go nie sprowadzę.
- To lepiej zainwestuj w trumnę, bo nie mam zamiaru wydawać moich przyjaciół.
Max pokręcił głową zdegustowany.
- Ciągle to samo... - westchnął.
- Nie wydam ani Carlosa a już tym bardziej Emily! Zapomnij, szczurze!
Facet już uniósł rękę, żeby mnie uderzyć, ale się zatrzymał.
- Nie chcę, to znaczy, nie musisz wydawać tej swojej dziewczyny. Potrzebny mi Pena. Albo mi go tu sprowadzisz... albo... mój szef się tobą zajmie, potem znajdzie w końcu Pene i dziewczynę. Koniec pieśni. Tak więc albo nam pomożesz, albo...
- Nie za dużo tych "albo"? - droczyłem się.
Max usiadł pod ścianą i patrzył się na mnie wzrokiem, który chciał mnie zabić.
- Dlaczego miałbym wam pomagać, huh? Co z tego będę miał? - zapytałem.
Mężczyzna wstał spod ściany i kucnął koło mnie. Patrzyłem na niego wściekłym wzrokiem, a serce biło mi jak młotem. Max znowu westchnął.
- Co ci szkodzi wydać Pene?
- To mój przyjaciel!
Max zaśmiał się, a mnie już puszczały nerwy.
- Przyjaciel? Oboje doskonale wiemy, że w głębi duszy go nienawidzisz.
- O czym ty pieprzysz? - nie rozumiałem.
- Emily była dla ciebie ważna. Od pierwszego spotkania ci na niej zależało. To, że twoi rodzice i jej rodzice chcieli was zeswatać było ci na rękę. Udawałeś jej "najlepszego przyjaciela", ciągle jej to powtarzałeś. Tak naprawdę byłeś w niej zakochany. Bałeś się jej to powiedzieć, bałeś się, że nie odwzajemni uczucia. Byłeś przy niej cały czas. W końcu się pojawił Pena, wtedy byłeś pewien, że nie będzie już tylko twoja. Praktycznie codziennie ci truła jak on się jej podoba, jak super się dogadują, jaki jest romantyczny... Oddalaliście się od siebie. Poszedłeś do parku, gdzie zawsze się spotykaliście. Czekałeś na nią, ale nie przyszła. Postanowiłeś wracać. Wracałeś koło ciemnej alejki, a tam zobaczyłeś jak Emily i Pena się całują. Twoje serce przełamało się na pół i więcej jej nie zobaczyłeś...
W moich oczach zagościły łzy. Wszystkie te wydarzenia widziałem wyraźnie, jakby to było wczoraj. Serce biło mocno i szybko. Miałem ochotę się stamtąd wydostać i kogoś mocno skopać.
- Skąd... skąd ty to wszystko wiesz...?
- Naćpaliśmy cię i wyśpiewałeś wszystko od początku do końca - zaśmiał się. - Gdzie jest Pena to nam nie chciałeś powiedzieć...
Przeklinałem w duszy na siebie samego. Powiedziałem swoje uczucia i urazy obcym gościom, gangsterom. Znali moją słabość.
- Słuchaj, powiesz nam gdzie on jest, szef się nim zajmie, a ty będziesz miał Emily tylko dla siebie... W końcu będzie tylko twoja... Będziecie żyli długo i szczęśliwie... Chyba się opłaca, nie?
Spojrzałem na niego bezsilny i zacząłem myśleć. Obędzie się bez światków, nikt nic nie będzie wiedział. Emily pomyśli, że Carlos zaginął, a ja się nią zaopiekuję. To był okropny plan... Nie chciałem tego robić... Podjąłem więc ostateczną decyzję. Miałem nadzieję, że dobrze zrobiłem.
Emily.
Zadzwoniliśmy na policję, żeby zgłosić zaginięcie. Siedziałam na sofie załamana. Ciągle miałam przed oczami jego, jego odwagę, jego słowa nie chciały przestać krążyć po mojej głowie... Zobowiązał się mnie chronić i tylko na tym stracił...
Nagle otworzyły się drzwi. Moje serce stanęło. Do domu wszedł lekko poobijany Daniel.
- Boże, Daniel! - rzuciłam się na niego. - Nic ci nie jest?
- Wszystko wporządku...
- Stary, co się z tobą działo?
Chłopak spuścił głowę i rozkazał:
- Musicie się stąd wynosić. Oni zaraz tutaj będą.
Spojrzałam na Carlosa z przerażeniem.
- Musimy uciekać? Nie możemy ich powstrzymać? - zapytał latynos.
- Nie damy rady. Jest ich za dużo - odpowiedział. - Emily, ukryj się u kogoś, gdzie cię nie znajdą. Nie mogą cię dorwać. Nie daruję sobie tego... Rozumiesz...?
Kiwnęłam głową. Ktoś zapukał do drzwi. Daniel odsunął mnie od siebie i podszedł do drzwi.
- Daniel! Nie! To chłopaki! - ostrzegł go Carlos.
Miał rację. To byli Kendall, James, Logan i nie tylko. Dziewczyny też przyszły. Rose rzuciła się na mnie.
- Tak się bałam... - wyszeptała.
- Już wszystko dobrze... - pocieszałam przyjaciółkę.
- Musicie wszyscy stąd uciekać. Nikt nie może was znaleźć.
Wyszliśmy z domu. Samochód Daniela stał i czekał już na odjazd.
- Carlos, ty jedziesz ze mną. Ciebie na prawdę nie mogą znaleźć - powiedział Daniel.
Spojrzałam na Carlosa, nie był zadowolony tym pomysłem, wiedział jednak, że chciał mu pomóc. Przytuliłam Carlosa na pożegnanie.
- Uważaj...
- Ty też...
Puściliśmy się, a chłopcy zaprotestowali.
- My też jedziemy - powiedział Kendall.
- Co?! Nie! Ty zostajesz! - chwyciła go za rękę Rose.
- To jest mój przyjaciel! Nasz przyjaciel! Powinniśmy mu pomóc...
Daniel się zmieszał. Chyba nie miał tego w planie.
- Nie możecie z nim jechać, trzeba się rozdzielić. Jeśli wszyscy będziemy się trzymać wszyscy razem to nas znajdą.
Wywiązała się mała sprzeczka.
- Carlos jedzie ze mną i koniec. To mnie więzili, to mnie wyjawili plan i to ja powinienem się zająć tą sprawą, nie sądzisz, Kendall? - postawił na swoim.
Carlos nie wyglądał na przekonanego. Nie tylko z resztą on. Nie mogliśmy jednak dłużej zwlekać.
Daniel.
Byliśmy w drodze do celu.
- Gdzie my w ogóle jedziemy? - zapytał Carlos.
- Gdzieś, gdzie jest bezpiecznie - odpowiedziałem krótko.
Na dworze było już strasznie ciemno. Pojedyncze latarnie oświecały trochę wyludnioną drogę.
- A konkretnie...? Daniel, jesteś bardzo tajemniczy - zaśmiał się lekko.
- Zobaczysz, wszystko okej - patrzyłem ciągle na drogę.
Koniec końców podjechałem pod dom.
- To tutaj? Gdzie jesteśmy?
- Spokojnie, chodź - wysiedliśmy z samochodu.
Ruszyłem z latynosem w stronę drzwi. W środku było ciemno. Postawiliśmy parę kroków, a nagle ktoś chwycił Carlosa od tyłu i światło się zapaliło. Max trzymał Carlosa. Jednak to, co zobaczyłem następne sprawiło, że zakręciło mi się w głowie...
- Emily! Co ty tu robisz? - miałem nadzieję, że śnię.
Ona tylko spuściła głowę. Jeden z gangsterów trzymał Emily bardzo mocno.
- Puść ją! Ona nie jest wam potrzebna! - krzyknąłem do gościa.
- Widzę, że chciałeś nam zrobić przyjemność... - powiedział Max.
Do domu wprowadzono Kendalla, Jamesa i Logana.
- Co?! Nie! Wypuść ich! Nie taka była umowa!
- Mimo wszystko super się spisałeś - uśmiechnął się łobuzersko.
- Jak to...? Daniel... - odezwała się Emily.
Nie miałem odwagi na nią spojrzeć.
- Chciałeś oddać im Carlosa...?! Chciałeś go wydać?! To był podstęp?!
- Ja... myślałem, że...
W oczach Emily pojawiły się łzy. Nie chciałem, żeby to się tak skończyło.
- Wypuście ich! - chciałem ratować przyjaciół.
- Daruj sobie, zdrajco... - odezwał się James.
Spojrzałem na niego zrezygnowany.
- Nawaliłeś, zawiodłeś wszystkich! Jesteś dwulicowym sukinsynem! - szarpał się Logan.
- Kto się tutaj tak brzydko odzywa? - ktoś się odezwał.
Do pokoju wszedł średniego wzrostu mężczyzna z fałszywym uśmiechem.
- Ethan... - zorientował się szybciej od wszystkich Carlos.
- Pena! Jak się cieszę, że mogę w końcu spojrzeć ci w oczy.
Przeszły mnie ciarki. Carlos chciał się wyrwać z uścisku i rzucić się na mężczyznę. Nie dawał jednak rady.
- Widzę jednak, że Daniel się przyłożył do roboty, huh? - rozejrzał się po wszystkich. - No nie, nie wierzę... Emily...? Emily Foster...? - postawił parę kroków w stronę Emily.
- Nie! Zostaw ją! Nie zbliżaj się do niej! - krzyknąłem do niego.
Ethan stanął w miejscu i spojrzał na mnie. Przeszły mnie ponownie ciarki.
- Radzę na mnie nie krzyczeć... - zwrócił się do mnie. - Źle się to potem kończy... - wyciągnął zza siebie pistolet.
Widząc narzędzie moje serce stanęło. Jednak się nie cofnąłem.
- Spędzałaś z moim bratem ostatnie chwile... Powiedz mi, zadowolona jesteś...? - wrócił do Emily.
Dziewczyna nie podniosła głowy. Ethan nie był zadowolony, że nic nie odpowiedziała.
- Odpowiadaj! Zadowolona jesteś?! - zaczął krzyczeć.
- Nie krzycz na nią! Chyba zapomniałeś kto tu co zrobił! - odezwał się Carlos.
Mężczyzna odwrócił się do latynosa. Wrócił do niego.
- Ah, no tak. Zapomniałem o gwoździu tego programu, wybacz - uśmiechnął się bezczelnie.
Widziałem w Carlosie tą złość, ten ogień w oczach. Miałem wrażenie, że zaraz wyrwie się Max'owi i zabije szefa gangu.
- Nawet sobie nie wyobrażasz ile mam pomysłów, żeby cię zabić... Nie wiem co lepsze... Sprzedanie ci kulki w łeb, torturowanie, uduszenie, utopienie... Matko, sporo tego, co? - zaśmiał się mężczyzna.
- Sami się o to prosiliście... - powiedział tylko latynos.
- O co? - nie zrozumiał.
- Żebym zabił tego sukinsyna! - wyrywał się.
Ethan nie przyjął tej odpowiedzi najlepiej. Uderzył Carlosa w brzuch z całej siły.
- Carlos! - krzyknęła Emily.
Chłopak zgiął się w pół i zaczął kaszleć. Wzrok Ethana był jednoznaczny... Carlos miał już nie pożyć długo...
- Ten skurwiel zasłużył na kulkę w serce! Mam nadzieję, że się smaży w piekle! - odezwała się Emily.
To jeszcze bardziej rozwścieczyło przywódcę.
- Myślisz, że jak nas wszystkich zabijesz to twój zakichany braciszek wróci? Nie wiem jakie bierzesz leki, ale radzę ci, żebyś brał silniejsze - dodała.
W tej sekundzie Ethan chwycił za pistolet i wycelował w Emily. Nie mogłem na to pozwolić. Osłoniłem Emily i w tym momencie poczułem przeszywający ból w okolicach ramienia.
Moje serce zwolniło. Świat zaczął się kręcić, kolory się zlewały, poczułem, że tracę władzę w nogach. Chyba upadłem.
- Nie! - słyszałem krzyk Emily.
Odbijał się w mojej głowie niczym echo. Słyszałem, czułem, że płacze. Nie było jednak innego wyjścia. Nie mogłem widzieć na własne oczy jak Emily cierpi.
- Oj Daniel, Daniel... Te twoje nieprzemyślane decyzje są naprawdę bezsensowne... - usłyszałem głos Ethana. - Skoro nie chciał, żebym cię w ten sposób ukarał... muszę wymyślić coś innego... Trzeba uszanować dusze zmarłego, nieprawdaż?
Głosy były jednym wielkim echem. Miałem świadomość tego, co się dzieje. Nie zmieniało to faktu, że cierpiałem. Ciągle słyszałem szlochanie Emily. Tego się nie dało znieść.
- No dobrze, nie będzie strzałów, załatwimy to inaczej - dodał.
Niedaleko mojej twarzy upadł pistolet Ethana. Nie mogłem ruszyć ręką, a tak mało brakowało.
- Zakończmy to inaczej, szkoda czasu.
- Wypuście ich! - chciałem ratować przyjaciół.
- Daruj sobie, zdrajco... - odezwał się James.
Spojrzałem na niego zrezygnowany.
- Nawaliłeś, zawiodłeś wszystkich! Jesteś dwulicowym sukinsynem! - szarpał się Logan.
- Kto się tutaj tak brzydko odzywa? - ktoś się odezwał.
Do pokoju wszedł średniego wzrostu mężczyzna z fałszywym uśmiechem.
- Ethan... - zorientował się szybciej od wszystkich Carlos.
- Pena! Jak się cieszę, że mogę w końcu spojrzeć ci w oczy.
Przeszły mnie ciarki. Carlos chciał się wyrwać z uścisku i rzucić się na mężczyznę. Nie dawał jednak rady.
- Widzę jednak, że Daniel się przyłożył do roboty, huh? - rozejrzał się po wszystkich. - No nie, nie wierzę... Emily...? Emily Foster...? - postawił parę kroków w stronę Emily.
- Nie! Zostaw ją! Nie zbliżaj się do niej! - krzyknąłem do niego.
Ethan stanął w miejscu i spojrzał na mnie. Przeszły mnie ponownie ciarki.
- Radzę na mnie nie krzyczeć... - zwrócił się do mnie. - Źle się to potem kończy... - wyciągnął zza siebie pistolet.
Widząc narzędzie moje serce stanęło. Jednak się nie cofnąłem.
- Spędzałaś z moim bratem ostatnie chwile... Powiedz mi, zadowolona jesteś...? - wrócił do Emily.
Dziewczyna nie podniosła głowy. Ethan nie był zadowolony, że nic nie odpowiedziała.
- Odpowiadaj! Zadowolona jesteś?! - zaczął krzyczeć.
- Nie krzycz na nią! Chyba zapomniałeś kto tu co zrobił! - odezwał się Carlos.
Mężczyzna odwrócił się do latynosa. Wrócił do niego.
- Ah, no tak. Zapomniałem o gwoździu tego programu, wybacz - uśmiechnął się bezczelnie.
Widziałem w Carlosie tą złość, ten ogień w oczach. Miałem wrażenie, że zaraz wyrwie się Max'owi i zabije szefa gangu.
- Nawet sobie nie wyobrażasz ile mam pomysłów, żeby cię zabić... Nie wiem co lepsze... Sprzedanie ci kulki w łeb, torturowanie, uduszenie, utopienie... Matko, sporo tego, co? - zaśmiał się mężczyzna.
- Sami się o to prosiliście... - powiedział tylko latynos.
- O co? - nie zrozumiał.
- Żebym zabił tego sukinsyna! - wyrywał się.
Ethan nie przyjął tej odpowiedzi najlepiej. Uderzył Carlosa w brzuch z całej siły.
- Carlos! - krzyknęła Emily.
Chłopak zgiął się w pół i zaczął kaszleć. Wzrok Ethana był jednoznaczny... Carlos miał już nie pożyć długo...
- Ten skurwiel zasłużył na kulkę w serce! Mam nadzieję, że się smaży w piekle! - odezwała się Emily.
To jeszcze bardziej rozwścieczyło przywódcę.
- Myślisz, że jak nas wszystkich zabijesz to twój zakichany braciszek wróci? Nie wiem jakie bierzesz leki, ale radzę ci, żebyś brał silniejsze - dodała.
W tej sekundzie Ethan chwycił za pistolet i wycelował w Emily. Nie mogłem na to pozwolić. Osłoniłem Emily i w tym momencie poczułem przeszywający ból w okolicach ramienia.
Moje serce zwolniło. Świat zaczął się kręcić, kolory się zlewały, poczułem, że tracę władzę w nogach. Chyba upadłem.
- Nie! - słyszałem krzyk Emily.
Odbijał się w mojej głowie niczym echo. Słyszałem, czułem, że płacze. Nie było jednak innego wyjścia. Nie mogłem widzieć na własne oczy jak Emily cierpi.
- Oj Daniel, Daniel... Te twoje nieprzemyślane decyzje są naprawdę bezsensowne... - usłyszałem głos Ethana. - Skoro nie chciał, żebym cię w ten sposób ukarał... muszę wymyślić coś innego... Trzeba uszanować dusze zmarłego, nieprawdaż?
Głosy były jednym wielkim echem. Miałem świadomość tego, co się dzieje. Nie zmieniało to faktu, że cierpiałem. Ciągle słyszałem szlochanie Emily. Tego się nie dało znieść.
- No dobrze, nie będzie strzałów, załatwimy to inaczej - dodał.
Niedaleko mojej twarzy upadł pistolet Ethana. Nie mogłem ruszyć ręką, a tak mało brakowało.
- Zakończmy to inaczej, szkoda czasu.
Kendall.
Przez cały czas myślałem jak się stąd wydostać, co zrobić. Wszystkie opcje były ślepą uliczką. Ostatnią nadzieją był Daniel, koło którego leżał pistolet Ethana. Nie było jednak szans, żeby powstał i zabił kogokolwiek. Wszystko było stracone. Spodziewaliśmy się czegoś, ale nie aż takiego bagna. Nikt nie wiedział gdzie jesteśmy, na jakimś totalnym odludziu.
- Miałeś się mną zająć, durniu! On ci pomógł! - odezwał się Carlos.
- A czy ja przewidziałem, że obudzi się w nim bohater? No wybacz, ale nie jestem medium - zaśmiał się.
Mężczyzna westchnął, myślał nad czymś. Wyczuwałem coś dziwnego.
Nagle Ethan się odwrócił w stronę Emily. Podbiegł i kopnął Daniela w rękę. Daniel celował w przywódcę pistoletem, który koło niego leżał. Prawie dał radę. Brutal już miał nacisnąć na spust i zabić Daniela.
- Przestań! - sprzeciwiła się Emily.
Jenkins się zatrzymał i spojrzał na dziewczynę. Opuścił broń.
- Wiesz Emily? Masz rację. Mam lepszy pomysł - uśmiechnął się złośliwie.
Spojrzałem na Logana i Jamesa, nie mieli pojęcia co kombinuje.
- Mike, weź Emily i naszego "współpracownika" na górę - rozkazał.
Wysoki i trochę umięśniony chwycił jedną ręką Emily, a drugą chwycił Daniela i wyszli po schodach na górę.
- Emily! Nie! Czekaj! - wyrywał się Carlos. - Czekaj sukinsynu, niech ja cię dopadnę!
- Spokojnie, Pena. Po co się tak unosić? - nie brał go na poważnie.
Miałem wrażenie, że Carlos zaraz wybuchnie złością.
- Travis, Paul - zwrócił się do innych. - Pomożecie Mike'owi.
Dwóch pobiegło na górę. Pozostaliśmy my, Ethan i czterech pozostałych gangsterów, którzy nas trzymali. Nasza szansa na ucieczkę się zwiększyła o pięćdziesiąt procent. Było tylko jedno "ale"... Nie mieliśmy broni, Carlos też nie... Za to miał ją Ethan i czterech jego pracowników. Trzeba było to zaplanować, szybko zaplanować.
Emily.
Trzej mężczyźni przywiązali nas do krzeseł i siedzieliśmy naprzeciwko siebie. Daniel był już blady i ledwo patrzył na oczy. Co ja mówię... Ja też pewnie byłam blada jak papier. Koło mnie stanął ten sam gość, co mnie trzymał.
- Naprawdę jestem ciekawy dlaczego ta miłość musi się tak tragicznie skończyć... - powiedział.
- Co? Jaka miłość? - nie rozumiałam o czym obcy mówi.
Spojrzałam na Daniela, a on spuścił zrezygnowany głowę.
- Nie powiedział ci o tym... Hmm... To jest idealny moment na wyznania... - zaśmiał się.
- Daniel, powiesz mi o co im chodzi...?
Chłopak był zły, smutny, załamany, zrezygnowany... Mogłabym wymieniać tak w nieskończoność...
- Od początku mi na tobie zależało, rozumiesz...? Nie byłaś moją przyjaciółką... - mówił załamującym się głosem. - Byłaś moją pierwszą miłością...
Te słowa mną wstrząsnęły. Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Szybko poszło. To co? Czas na zabawę, huh? - klasnął w ręce jeden.
Łzy zaczęły napływać mi do oczu. Zawsze go miałam za przyjaciela, był dla mnie naprawdę ważny, ale nie kochałam go. Dopiero teraz otworzył mi oczy. Przypomniałam sobie jak spędzaliśmy parę godzin dziennie razem na rozmowach, oglądaniu telewizji, żartowaniu i na ucieczkach od swatań przez nasze rodziny.
- No dobrze, co by tutaj... - słyszałam głos jednego z gangsterów. - Idealnie.
Mężczyzna podszedł do mnie z lśniącym nożem. Moje serce zaczęło szybciej bić. Wpadłam w panikę. Przypomniałam sobie we wszystkie dni, kiedy Kellan mnie okaleczał. Kiedy widziałam nóż wpadałam w furię.
- Nie! Nie! Emily! Zostaw ją! - krzyczałem.
Moje dłonie zaczęły się trząść, nie tylko dłonie. Facet tylko się zaśmiał.
Doprowadzało mnie to do melancholijnego płaczu.
- Emily, patrz na mnie. Spokojnie, jestem tu - uspokajał mnie. - Nie bój się, jestem tutaj z tobą. Patrz na mnie, nic ci nie będzie.
Robiłam jak mówił. Przez chwilę się uspokoiłam, ale to trwało tylko chwilę, bo poczułam przeszywający ból w ręce. Mężczyzna przeciął mi głęboko skórę.
- Emily! Uspokój się! Jestem tutaj! Słyszysz? Patrz się na mnie - czułam jego obecność, patrzyłam na niego jak kazał.
Oczy miałam pełne od łez, ale patrzyłam na pocieszyciela. Krzyczałam, bałam się, bolało. Nie wiedziałam, czy dużo jeszcze wytrzymam. Daniel ciągle co mnie mówił, to trochę utrzymywało mnie w świadomości, że jeszcze żyję i dam radę.
- Nie! Odwal się ode mnie! Spieprzaj! - ktoś się wziął za Daniela.
- Daniel! - krzyczałam przez łzy.
- Nic mi nie jest! Nie bój się! - był ciągle ze mną. - Jestem z tobą.
Kolejne cięcie sprawiło, że krzyknęłam głośniej niż wcześniej. Daniel znowu zaczął mnie nawoływać. W końcu usłyszałam, że Daniel też mocno obrywa.
Kolory zaczęły mi się zlewać. Traciłam kontakt z rzeczywistością.
- Emily, nie zamykaj oczu! Zostań ze mną! Emily! - słyszałam go jakby w oddali.
Usłyszałam tylko strzał. Ktoś gdzieś w kogoś strzelił. Nagle torturujący mnie facet upadł na ziemię. Usłyszałam drugi strzał. Znowu ktoś upadł, to był drugi pracownik Ethana. Znowu strzał. Trzeci pomocnik Ethana upadł.
- Emily? Już dobrze. Jestem tutaj. Już prawie po wszystkim - to był Carlos.
To spowodowało, że mi ulżyło. Długo czekałam na jego spokojny głos. Odwiązał mnie i wziął na ręce.
W tym momencie mój film się urwał.
No i proszę, napisałam ten rozdział w jeden dzień! Trzeba korzystać z dni w domu.
No więc, co wy na to? Kocham takie momenty w "Trouble". Od samego pisania szybko bije mi serce i czuję niesamowitą adrenalinę!
Osobiście płakałam, kiedy Daniel utrzymywał Emily przy życiu. Kocham takie momenty...
Zastanawiam się tylko, co teraz? Macie propozycje na następne rozdziały...? Bo ja nie...
Od początku miałam zaplanowane te 29 rozdziałów...
A co teraz...
Pomóżcie...
PROSZĘ O KOMENTARZE
as always..