Emily.
Czułam ciepło, czułam się błogo, nie czułam już bólu. Czułam się jakbym latała. Nagle zrobiło się jasno, a w rękach poczułam przeszywający ból. Zaczęłam krzyczeć, bronić się.
"Czy ten koszmar trwa...? Boże, miej litość...!"
Ból był nie do zniesienia. Byłam zmuszona się obudzić. Otworzyłam oczy.
Stało nade mną czterech ludzi. Miałam łzy w oczach z bólu, nie widziałam twarzy.
- Nic pani nie jest. Niech pani leży spokojnie - mówił ktoś.
- Gdzie ja jestem? - panikowałam.
- W szpitalu. Niech pani leży spokojnie, próbujemy pomóc - odpowiedział ktoś.
Znowu poczułam szczypanie tak ogromne, że nie dało się tego znieść. Jęczałam i kręciłam głową z bólu.
- Rany są bardzo głębokie... - stwierdził następny.
- Wiem, trzeba szybko skombinować sale operacyjną...
- Operacja...? - zaniepokoiłam się.
- Spokojnie, musimy zszyć te wszystkie rany...
Coś zaczęło się dziać. Mężczyzna wybiegł z pomieszczenia, a ja ruszyłam się wraz z łóżkiem. Chyba już jechałam na operację. Wyjechałam na korytarz, a na krzesłach siedzieli Carlos i Daniel. Gdy zobaczyli, że mnie gdzieś wiozą od razu się zerwali.
- Emily! Co się dzieje? - chwycił mnie za rękę Carlos.
- Pani Foster jedzie na operację - powiedział lekarz.
- Carlos... Co z Ethanem...?
- Nie martw się, jesteś już bezpieczna - odpowiedział tylko.
Podbiegł mężczyzna, który miał załatwić salę operacyjną. Powiedział coś do lekarza i ruszyli gdzieś szybkim krokiem. Korytarz był zaskakująco pusty. Zostałam tylko ja, Carlos i Daniel. Daniel patrzył na mnie z ogromnym smutkiem. Jego ręce były zabandażowane po łokcie.
- Emily... Tak bardzo mi przykro... Gdyby nie ja... - spuścił głowę.
- Dziękuję... - przerwałam mu.
Spojrzał na mnie trochę zdezorientowany.
- Słucham...?
- ...Gdybyś nie przytrzymywał mnie wtedy przy świadomości, że ze mną jesteś... poddałabym się po pierwszym przecięciu... Dzięki tobie teraz żyję...
Daniela wyraźnie zaskoczyło to, co powiedziałam. Lekko się uśmiechnęłam do chłopaka, a on go odwzajemnił.
- Dobrze, możemy jechać - lekarz wrócił.
Łóżko znowu zaczęło jechać. Carlos szedł ze mną, trzymał mnie za rękę.
- Wszystko będzie dobrze... Już niedługo będziemy szczęśliwi... - pocieszał mnie.
Poczułam, że coś włożył mi do ręki. Ledwo ją otworzyłam i zobaczyłam kluczyk, który od niego dostałam.
- Ostatni raz go naprawiam, chyba go będziesz nosić na grubym łańcuchu - zaśmiał się.
- Dziękuję... - uśmiechnęłam się.
- Czekam tu na ciebie, kochanie... - szepnął i pocałował w dłoń.
No i straciłam go z pola widzenia...
Nagle pojawiłam się na sali operacyjnej.
- Nałożę ci maskę, a ty odliczysz od dziesięciu w dół, okej?
Kiwnęłam głową i nałożono mi maskę.
10...
9...
8...
7...
6...
5...
4...
3...
...
Straciłam kontakt z rzeczywistością...
***
- Emily...? Jak się czujesz...? - zapytał bardzo znajomy głos, gdy lekko otworzyłam oczy.
To był Carlos.
- Ile już tu siedzisz...?
Uśmiechnął się i spuścił głowę.
- Powiedziałem ci, że będę tutaj na ciebie czekał.
- No tak... - uśmiechnęłam się.
- Kiedy tylko stąd wyjdziesz... - chwycił moją rękę. - ...weźmiemy ślub... Nikt i nic nam już nie przeszkodzi... Będziemy szczęśliwi...
Łza szczęścia zakręciła mi się w oku.
[ Trzy dni później ]
Po obserwacji lekarze stwierdzili, że mogę wrócić do domu. Tam już wszyscy czekali na nasz powrót, chłopaki, dziewczyny... Brakowało tylko Daniela.
- No nareszcie! Już myśleliśmy, że was zgarnęli po drodze za szybką jazdę i migdalenie się jednocześnie! - zaśmiał się James.
- Widać, kiedy ostatnio się całowałeś z Sandrą... - odbił piłeczkę Carlos z uśmieszkiem.
- Stul dziób, palancie... - machnął ręką śmiejąc się.
"Ah, rodzinna atmosfera..." - pokręciłam głową parskając śmiechem.
Rose wstała ze sofy i przytuliła mn mocno. Poczułam, że nareszcie jestem szczęśliwa.
- Jesteś zdrowo rąbnięta, Em... - powiedziała przez łzy.
Puściłyśmy się i patrzyłyśmy przez chwilę na siebie.
- Gdyby nie to, że Carlos sprzedał temu co ci to zrobił kulkę w łeb... własnoręcznie bym go zabiła... - popatrzyła na moje rany.
- Nie napalaj się tak, Rosalindo... - chciałam rozładować napięcie.
Nagle Kendall chrząknął dość głośno.
- Słuchajcie, załatwiliśmy tych wszystkich zasranych sukinsynów, co do jednego. Każdy dupek dostał kulkę i poszedł do piekła. Udało nam się. Cholernie dobra z nas paczka, dość sporo przeszliśmy, zgodzicie się? - wygłosił przemowę.
- Kendizzle, skrótem, błagam cię... - przerwał mu Logan przewracając oczami. - Chcesz zaproponować, żeby czegoś się napić, żeby uczcić zwycięstwo z Jenkinsami i ich mrówkami...
Wszyscy uśmiechnęli się i parsknęli śmiechem. Kendall spojrzał kątem oka na Logana.
- Tak... Logan jest... bardzo bezpośredni... - powiedział trochę zdenerwowany blondyn.
- Na pocieszenie możesz coś przynieść - puścił mu oczko Logan.
Kendall tylko przewrócił oczami i poszedł do kuchni.
- Boże, jak on mnie wnerwia tymi przemowami... - zaśmiał się James.
- Wszystko słyszę, masz w ryło! - krzyknął chłopak z kuchni.
Znowu zaczęliśmy się śmiać. Usiedliśmy z całą resztą i zaczęliśmy rozmawiać.
- Jest piwo, trzymajcie - wszedł Kendall z "ładunkiem".
Rozmowa była rozmową, ale zastanawiała mnie jedna sprawa.
- Mam pytanie - odezwałam się. - Kiedy mnie i Daniela torturowali... jak wam się udało wyrwać? Nie mieliście broni...
Chłopcy spuścili głowy i uśmiechnęli się zawstydzeni.
- To wymagało naprawdę... dobrego wyczucia w krótkim czasie - zaczął Kendall.
- Trzeba było wyrwać się z całej siły tym synkom... - tłumaczył James.
- Zlokalizować gdzie mają broń... - dodał Logan.
- Wyrwać ją i jak najszybciej zabijać jednego po drugim... - zakończył Carlos.
Spojrzałam na każdego z osobna. Byli dumni, że im się udało. Ja też byłam z nich dumna. Dali radę wielkiemu gangowi... W czwórkę zdziałali cuda... Były straty... Najważniejsze było jednak to, że byliśmy wszyscy razem... Byliśmy rodziną...
- A potem Ethan był bezbronny. Było czterech na jednego...
Carlos.
***
- No i jak to jest, co?
- Dziwne uczucie być otoczonym przez czterech smarkaczy, huh?
Ethan zaśmiał się. Uniósł ręce na znak poddania się i upuścił pistolet.
- No to co? Teraz zadzwonicie na policję i wsadzicie do paki? - wymądrzał się Jenkins.
- Ależ skąd... To by było nudne... - uśmiechnął się Logan.
Mina Ethana nie była już taka wesoła. Zrobił się blady.
- Chcesz przecież spotkać braciszka, prawda...? - dręczył go James.
- A więc taki macie plan... Każdy z was wpakuje mi kulkę i będziecie mieli frajdę, huh?
- Nie... Wystarczy jedna, a porządna...- odezwałem się. - Moja.
Nagle usłyszałem krzyk Emily. To łamało moje serce. Nie wiedziałem co wybrać... To kretyńsko brzmi, ale naprawdę nie wiedziałem co wybrać: zemstę czy miłość...
Spojrzałem na przywódcę, teraz wyglądał jakby wstał z grobu. Nie był już taki mądry. Nagle na jego twarzy pojawił się wredny uśmieszek.
- Co? Jakieś wewnętrzne przemyślenia, Pena...? Masz rację, ta mała dziwka się za głośno drze.
Ciśnienie krwi mi wzrosło. Ręka dosłownie sama się podniosła i nacisnąłem za spust. Trafiłem kulką między jego oczy. Krew spływała po nosie, ustach i brodzie.
- Pozdrów od nas Kellana - powiedziałem.
Krzyk Emily był coraz głośniejszy. Szybko wbiegłem po schodach i wyważyłem drzwi do pokoju tortur. Zastrzeliłem napastników, uwolniliśmy Emily i Daniela i wylądowaliśmy w szpitalu...
***
Emily.
Rozległo się pukanie do drzwi.
- Zaprosiliście kogoś jeszcze? - zapytał Carlos.
- Jasne, zadzwoniliśmy do piekła i zaprosiliśmy Jenkinsów na piwo! - droczył się James.
- Zabawne, Maslow... - przewrócił oczami latynos.
Wstał i podszedł do drzwi. Po wyrazie jego twarzy byłam pewna, kto to był. Mina à la "Oh, no tak... Muszę cię wpuścić, choć wiem, co narobiłeś..."
Do salonu wszedł trochę zawstydzony Daniel.
- Daniel - wstałam z fotela.
- Przyszedłem postawić sprawę jasno... - zaczął zachrypłym głosem. - Nie zrobiłem tego specjalnie... Nie byłem po stronie Ethana... Nie wyszło tak, jak chciałem...
- Chciałeś sprzedać Carlosa temu sukinsynowi i ty mówisz, że nie byłeś po stronie Ethana?! - zdenerwował się James.
- Spokojnie... Przyszedł tutaj, żeby się wytłumaczyć, więc uspokój się, James i daj mu dokończyć - stanęłam w obronie Daniela.
- Nie, Emily... James ma rację... Jestem dupkiem, bo sprzedałem przyjaciół... Za to was wszystkich przepraszam... Gdyby nie wasze doświadczenie... nie wiem co by się z nami wszystkimi stało... - zakończył. - Dziękuję... Żegnajcie.
Nie spostrzegliśmy nawet, kiedy wyszedł. Szybko pobiegłam za nim. Daniel wsiadał już do samochodu.
- Zaczekaj...! - zatrzymałam go.
Gdy mnie zobaczył trochę się zmieszał.
- "Żegnajcie"...? Nie wystarczy zwykłe "do zobaczenia"...? - podeszłam.
Przeczesał palcami swoje orzechowe, długie włosy do ramion i spojrzał na mnie.
- Wyjeżdżam, Emily... Sprzedałem firmę... Wyjeżdżam z dala od tego miasta...
- Słucham...? Żartujesz chyba...
Potrząsnął przecząco głową. Nie był z tego zadowolony, ale twierdził, że to jedyne wyjście.
- Nie chcę już tutaj być... Zrobiłem tyle błędów...
- Potrzebuję cię tutaj... - zbliżyłam się do niego.
- Nie... - wziął moją prawą rękę i dotknął pierścionka zaręczynowego od Carlosa. - To jego potrzebujesz... Ja na ciebie nigdy nie zasługiwałem...
- Proszę cię, nie mów tak... Ty też mnie wiele razy uratowałeś... Nie wyjeżdżaj...
Daniel spuścił głowę i przygryzł dolną wargę. Jego dłoń zacisnęła się w pięść.
- Przepraszam, Emily... To, co powiedziałem wtedy... było prawdą... Od pierwszego spotkania mi na tobie zależało... Teraz już jest za późno...
Położył mi dłoń na ramieniu.
- Dbaj o siebie i bądźcie szczęśliwi... Zasługujesz na to... - powiedział łamiącym się głosem.
Spuścił głowę i wsiadł do samochodu. Odpalił silnik i otworzył okno. Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
- Żegnaj, Emily... - powiedział.
Nie mogłam na to pozwolić. Coś nie dawało mi spokoju. Otworzyłam jego drzwi i stałam twardo. Daniel zaskoczony spojrzał na mnie.
- Nigdzie nie dam ci odjechać bez uścisku... - powiedziałam cicho.
Uśmiech chłopaka był tak bardzo uroczy... Przytuliliśmy się i ledwo się puściliśmy.
- Dziękuję ci... - pocałowałam go w policzek.
Długo włosy lekko się uśmiechnął i wsiadł z powrotem do samochodu. W mgnieniu oka odjechał. Poczułam dużą pustkę w sercu... Jednak on miał rację...
Spóźnił się...
______________________
Witam po długiej przerwie!
A teraz ogłoszenie. Albo nie. Przełożę je. Na potem. Albo...
Okej.
Historia powoli dobiega końca... Smutno mi, że muszę to kończyć... Nie martwcie się, czeka Was jeszcze trochę przygody w "Trouble" : )
Mam nadzieję, że do tych ostatnich rozdziałów będzie więcej komentarzy, niż do poprzednich : )
Wiecie, co chce powiedzieć...
ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA!