sobota, 30 listopada 2013

Rozdział 29 - Propozycja cz. 1

Emily.

Sandra miała dziwne sny. Często je miewała, ale nie były aż tak realistyczne. Podobno po ostatnim śnie Sandra była roztrzepana i przerażona. Wiedziałam, że szykuje się coś czego nie ogarniemy... Trzeba było się pilnować. 
Popijałam ciepłą herbatę siedząc na krześle w kuchni. Zastanawiałam się, czy nie łatwiej by było, gdybym już nie przeżyła w tamtym pokoju... Czy nie łatwiej by było gdyby Kellan mnie dobił... Dziwne myśli mi przechodziły przez głowę, może sama już świrowałam. W radiu leciała piosenka, której nie znałam, ale mi się podobała. Uspokoiła mnie i odpędziła złe myśli. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam za okno. Znowu upiłam łyk herbaty, a po plecach przeszły mi przyjemne dreszcze.
  - Emily...? 
Odwróciłam się, a w wejściu stał Carlos z telefonem w ręce.
  - Stało się coś? - zapytałam odkładając herbatę.
  - Nie... Szef dzwonił... 
Kiwnęłam głową, żeby kontynuował. 
  - Muszę zostać do późna w pracy... 
  - Dlaczego ty? - lekko się oburzyłam.
  - Wiesz, że szef mnie nienawidzi... Na mnie zrzuca wszystko co może... Zwłaszcza, że ostatnio się tam nie pojawiałem...
  - On nie może tego zrobić?
  - Powiedział, że trochę papierkowej roboty mi nie zaszkodzi...
  - Nie no, oczywiście... - rzuciłam rękoma zdenerwowana.
  - Dodał, że za jakieś dwie godziny wyjeżdża na służbowe spotkanie i szkoła jest teraz na mojej głowie...
  - Ty chyba żartujesz - ta informacja zdenerwowała mnie jeszcze bardziej.
Spuściłam głowę i przygryzłam wargę. Nie byłam zadowolona faktem, że szef poniewiera Carlosem jakby był jego niewolnikiem. 
  - Hej... - stanął przede mną i kucnął. - Czym się martwisz...?
Spojrzałam na niego i otworzyłam usta, ale szybko je zamknęłam.
  - Tym, że się daje traktować jak gówno? - uprzedził mnie.
Nie miałam tego na myśli. Nie chciałam tego powiedzieć w taki sposób. Podniosłam głowę i pokręciłam przecząco głową.
  - Nie to miałam na myśli... 
  - Wiem, że miałaś... Nie chcesz mnie urazić... - przejrzał mnie.
Wzięłam kubek z herbatą do rąk i zaczęłam się jej przyglądać. 
  - No więc, kiedy jedziesz? - zapytałam.
  - Nie no, nie tak szybko - uśmiechnął się.
Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
  - Chyba nie myślałaś, że cię zostawię samą - wytłumaczył.
  - Poradziłabym sobie...
  - Wolę być pewny... Nie dam ci drugi raz przechodzić tego samego... Jeśli mam już cię spuścić z oka to muszę być spokojny, że ktoś z tobą będzie.
Rozległo się pukanie do drzwi. Odruchowo odłożyłam kubek i wstałam z krzesła. 
  - Kto to? - zapytałam drżącym głosem.
Carlos uspokoił mnie ręką i ruszył do drzwi.
  - Carlos...! Nie...! - zatrzymałam go.
Chłopak pokazał mi, że bierze broń do ręki. Przyłożył palec do ust i podszedł do drzwi. Z szybko bijącym sercem czekałam na dalsze wydarzenia.
  - Stary, co tak szybko? - Carlos przywitał się z kimś.
  - Na co będę czekał, co nie? - usłyszałam drugą osobę.
To był Daniel. Odetchnęłam z ulgą. Wyszłam z kuchni, żeby przywitać się z chłopakiem. Od sekundy, kiedy mnie zobaczył szeroko się uśmiechnął.
  - Emily, cześć.
  - Hej! Jeśli dobrze się domyślam to jesteś zdany na siedzenie ze mną całą wieczność - zaprosiłam go do środka.
Daniel machnął ręką i zaśmiał się. 
  - Przestań, wiesz, że tak nie myślę.
Chłopak miał już usiąść na kanapie, ale Carlos go jeszcze zawołał. Ja już siedziałam na kanapie plecami do nich, tylko słyszałam co mówili.
  - Trzymaj, na nagły wypadek... W razie czego, dzwoń. Uważajcie na siebie... 
  - Nie pozwolę, żeby Emily coś się stało... Obiecuję... - głos Daniela był poważny.
To było bardzo odważne ze strony Daniela, że narażał się na takie niebezpieczeństwo.
  - Emily...? - Carlos mnie zawołał.
Wstałam z kanapy, podbiegłam do Carlosa i przytuliłam.
  - Uważaj... - dodałam i puściłam latynosa.
  - Kocham cię... - powiedział i wyszedł.
Zostałam sam na sam z Danielem. Mieliśmy połowę dnia na rozmowy, na wspomnienia. Czułam, że każde moje słowo trafia do niego z dużą siłą. Opowiedziałam mu każdą chwilę w moim życiu. No może przesadziłam... Nie każdą, ale wiele. Było dużo śmiechu, czasami smutno... Czasami nastawała cisza... To był mój przyjaciel z młodych lat, nie chciałam mieć przed nim tajemnic. Wiedziałam, że mogę na nim polegać. To był błąd, że zerwałam z nim kontakt. Był dla mnie naprawdę ważny. 
  - Powiedz... - zwrócił się do mnie.
  - Co takiego?
  - ...Dlaczego uciekłaś...? Tak bez słowa...
Bałam się tego pytania... Wiedziałam jak odpowiedzieć, ale nie chciałam go urazić. Spuściłam głowę i z zamiarem odpowiedzenia na pytanie otworzyłam usta, ale przeszkodziło mi światło zza okna. Oboje spojrzeliśmy na źródło światła. Daniel wstał z kanapy i dyskretnie podszedł do okna. 
  - Cholera... 
  - Co?
  - Ktoś tu idzie... 
Brunet chwycił pistolet leżący szafce i podszedł do drzwi.
  - Daniel...! Czekaj...! 
  - Zostań tam, ja się nim zajmę - rozkazał.
Cofnęłam się parę kroków i czekałam.
Daniel gwałtownie otworzył drzwi.
  - Kim jesteś i czego chcesz? - zapytał Daniel surowym głosem.
  - Stary, spokojnie. Odłóż tą pukawkę, bo sobie zrobisz krzywdę - odezwał się nieznany mi głos.
 - Odpowiadaj jak pytam! - nie znałam tego tonu Daniela.
  - Będziesz się tak po mnie darł na progu domu? Co sobie sąsiedzi pomyślą? - kombinował.
  - Tylko bez żadnych numerów... - uległ chłopak.
Mężczyzna wszedł do domu, a za nim szedł mający go na celowniku Daniel. 
  - O, to ty jesteś Emily, huh? - postawił krok w moim kierunku i uśmiechnął się fałszywie.
Daniel osłonił mnie i wycelował w środek głowy mężczyzny.
  - Nie zbliżaj się do niej, bo zarobisz kulkę!
  - Rany, jaki ty jesteś spięty... - dalej żartował. - On zawsze tak ma? - zapytał się mnie.
Oczywiście nie odpowiedziałam. 
  - Albo odpowiadasz czego chcesz, albo wywalam cię na krzywy ryj za drzwi. Wybieraj.
Głos Daniela był taki groźny, wywoływał ciarki na placach. 
  - No dobrze, okej... - unusł ręce na znak poddania się. - A może zejdź ze mnie, co? Połóż pistolet, bo się krępuję... - podpuszczał.
Daniel zerknął na mnie z troską i wrócił do przeciwnika.
  - Nie ma takiej opcji - odpowiedział twardo. 
Wysoki facet westchnął i opuścił ręce. 
  - Skoro nie... 
Przeciwnik wybił pistolet Danielowi z rąk i uderzył w twarz. Rozpoczęła się bójka. Daniel odwinął się i przez sekundę to nieznajomy leżał na ziemi. Nie trwało to zbyt długo, bo poległy kopnął Daniela w nogę z całej siły. 
Chciałam pomóc Danielowi, ale on nie chciał pomocy.
  - Uciekaj! 
  - A-Ale...! Nie zostawię cię! 
  - Biegnij, nic mi nie będzie! No uciekaj! 
Ze łzami w oczach zaczęłam uciekać przed siebie. Było już późno. Ciągle oglądałam się czy mężczyzna za mną nie biegnie. Kiedy przebiegłam parę sekund stanęłam i wzięłam parę oddechów. Musiałam sprowadzić pomoc. Pobiegłam więc do szkoły tańca w której Carlos pracował. 
Nie minęło dużo czasu, kiedy zdyszana weszłam do budynku. Zamknęłam drzwi i zaczęłam szukać Carlosa. Miał zajęcia z młodzieżą. Chłopak zobaczył mnie i od razu przerwał zajęcia.
  - Na dzisiaj to tyle, widzimy się jutro. Dobra robota - pochwalił młodych. 
"Uczniowie" poszli do szatni, a Carlos podszedł do mnie.
  - Co się stało? Gdzie jest Daniel? Wszystko dobrze? 
Nie mogłam z siebie nic wydusić. Latynos podniósł moją brodę i zapytał jeszcze raz.
  - Jakiś facet jest w naszym domu! Daniel mnie obronił i teraz walczy z nim! Kazał mi uciekać, więc przyszłam do ciebie - wytłumaczyłam tak krótko jak można było.
  - Eliza - zwrócił się do sprzątaczki. - Wychodzę. - oznajmił.
Chłopak szybko ze mną wybiegł ze szkoły. Wsiedliśmy do samochodu i z piskiem opon odjechaliśmy. 
  - Czy ten gość coś mówił? - zapytał mnie podczas jazdy.
  - Nic specjalnego. Wiem tylko, że na pewno mnie zna. 
Kiwnął głową i skupił się na drodze. 
Podjechaliśmy pod nasz dom i szybko ruszyliśmy do środka. W domu było ciemno i pusto. 
  - Daniel? Odezwij się! - nawoływałam.
Na ziemi były małe ślady krwi. Przeraziłam się. 
  - O cholera... - przeklął Carlos. 
  - Zabrali Daniela...! 
  - Nic nie wiadomo. Może poszedł cię szukać - pocieszał mnie.
Chwyciłam się za głowę. Miałam czarne scenariusze. Carlos podbiegł do skrytki, w której była ukryta reszta naszych pieniędzy.
  - Wszystko zabrali... - trzasnął szufladą.
  - Zadzwonię na policję...
  - Spokojnie, na pewno nic mu nie jest - zapewniał mnie.
  - Boję o niego... - ręce mi się trzęsły.
Latynos objął mnie ramieniem i pocałował w czubek głowy.

Daniel.

Czułem, że głowa mi zaraz eksploduje. Ciągle słyszałem szumy, szelesty i szmery. Miałem dość. Wciągnąłem powietrze nosem i niechętnie otworzyłem oczy. 
  "Co do cholery...?!"
Byłem przywiązany do krzesła. Piekło mnie czoło. Chyba dostałem czymś mocno w głowę. Pamiętałem tylko, że Emily uciekła, a facet ciągle się ze mną bił. Miałem dużą przewagę. Wysoki brunet leżał już na ziemi, chyba nieprzytomny. Usłyszałem za sobą kroki. Odwróciłem się i... to tyle co pamiętam. 
  - Pokaż się tchórzu! - byłem wściekły. - Jak już zacząłeś to skończ, sukinsynie!
Drzwi się otworzyły. Przede mną stał ten sam nieznajomy. Na twarzy miał dużo zadrapań. 
  - To ty jeszcze żyjesz, sukinkocie?! - zacząłem się szarpać.
 - Już daj spokój z tą złością... Nie chce mi się już z tobą droczyć... 
Mężczyzna oparł się o ścianę i krzyżował ręce na piersi.
  - Jestem Max. Chciałbym, żebyś mówił mi Max niż coś typu "sukinsyn, gnojek" itp. 
  - Po co mnie tu ściągnąłeś? 
  - Bo mam propozycję - Max westchnął.
  - Za nic nie będę z wami współpracował! Ani z tobą, ani z resztą tego całego gówna!
Oberwałem pięścią w twarz. Skrzywiłem się i wściekły zacząłem się wyrywać z węzłów. 
  - Grzeczniej proszę. Zawsze mogę cię zabić.
  - To zrób to teraz, bo nie mam zamiaru nikogo wydawać! - syknąłem.
  - Jakiś ty szlachetny... Jak masz na imię? Pewnie tak samo szlachetne jak ty - uśmiechnął się fałszywie.
  - Gówno cię to obchodzi! 
Ponownie zarobiłem cios w twarz. 
  - Masz coś jeszcze miłego do powiedzenia? 
  - Tak... Goń się, gnoju! 
Max chwycił mnie za włosy i po raz trzeci oberwałem, tym razem mocniej. 
  - Możemy porozmawiać na poważnie? - zapytał spokojniej Max. 
Popatrzyłem na niego spode łba. Byłem wściekły.
  - Zacznijmy jeszcze raz... Mam dla ciebie propozycję... 
Tym razem słuchałem, co ma mi do powiedzenia. 

CDN

Smuci mnie fakt, że do poprzedniego rozdziału jest tylko 5 komentarzy... Mam nadzieję, że to się poprawi...

Akcja powoli się rozkręca na nowo. Mam nadzieję, że czekacie na ciąg dalszy : )

PROSZĘ O KOMENTARZE!


piątek, 15 listopada 2013

Rozdział 28 - Koszmarne sny i powrót pomocy

Sandra.

Był środek nocy. Usłyszałam kroki. Przerażona otworzyłam oczy i zaczęłam nasłuchiwać. Znowu to słyszałam. 
  - James...! - szepnęłam i odwróciłam się do drugiej strony łóżka. 
Jamesa ze mną nie było. Powiał zimny wiatr. Nie wiedziałam co robić, byłam sama. Niestety nie skończyło się na krokach, rozległo się pukanie. Wydawało mi się, że oszalałam. Wstałam z łóżka i powoli i ostrożnie podeszłam do drzwi. Serce biło mi jak młotem. Byłam już przy drzwiach. Mój nawyk był otwieraniem drzwi bez patrzenia, kto jest za nimi. Zatrzymałam się od otworzenia i spojrzałam. Czarna postać stała za drzwiami mojego domu. Przeszły mnie ciarki. Drżącymi rękoma chciałam otworzyć szufladę, w której był pistolet. Przypomniałam sobie, że jest ona zamknięta na klucz. Ktoś ponownie zapukał, tym razem mocniej. Szybko podeszłam do jednej ze ścian. Wisiał na niej obraz, a pod obrazem była średniej wielkości dziura. W tej dziurze był ukryty klucz. Chwyciłam go w drżące dłonie i otworzyłam szufladę. Przed oczami zalśniła mi czarna broń. Była lodowata, to sprawiło, że było mi jeszcze zimniej. Ponownie przeszły mnie dreszcze. Postać drugi raz uderzyła mocno w drzwi. Wycofałam się z bronią do sypialni i schowałam się za drzwiami. Serce biło mi niesamowicie szybko, oddech miałam nierównomierny. Pukania ustały. Nastała cisza. Czekałam na cokolwiek. Po dłuższym czasie odetchnęłam i opuściłam broń. 
Nagle postać pojawiła mi się przed oczami. 
Zaczęłam krzyczeć.

...

Otworzyłam oczy. Znowu byłam w łóżku, cała zlana potem. James leżał odwrócony do mnie plecami. Odetchnęłam i spojrzałam w okno. Wiatr szalał na dworze. Oblizałam suche wargi i schowałam twarz w dłoniach.

Grace.

Spałam. Nawet się nie zorientowałam, kiedy głowa opadła mi na dokumenty. Postanowiłam przerwać sen i wstać. Przeciągnęłam się i rozejrzałam dookoła.
  - No nareszcie - powiedział ktoś za moimi plecami.
Odwróciłam się gwałtownie z szybko bijącym sercem.
  - Spokojnie, to tylko ja - uśmiechnął się Logan z dwiema kawami w ręce.
  - Boże, co ty tu robisz? - westchnęłam.
  - Martwiłem się o ciebie...
Jego słowa znowu odbiły się w mojej głowie jak echo. Uśmiechnęłam się nieśmiało.
  - Proszę - podał mi kawę odwzajemniając uśmiech.
Podziękowałam i upiłam dwa łyki. 
  - Widzę, że praca idzie ci jak krew z nosa - pokazał głową na dokumentację i złośliwie się zaśmiał.
  - Nic nie mów... Miałam skończyć z tym do rana, a ja nie zrobiłam nawet połowy... 
Logan westchnął i ponownie spojrzał na papiery rozrzucone po całym biurku. 
  - Wiem, że nie jesteś zbyt pedantyczna, ale żeby aż tak...? - zaśmiał się.
Spojrzałam na niego zabijającym wzrokiem. Chłopak uniósł ręce na znak poddania się. Nagle zadzwonił telefon. 
  - Cholera, gdzie on jest...? - zaczęłam szukać go w stosie dokumentów. 
Szybko przesuwałam, odsuwałam kartki, na czas znalazłam telefon i odebrałam.
  - Grace? - odezwał się znajomy głos.
  - Sandra? Stało się coś?
  - Śniło mi się... Nie wiem, czy to brać na poważnie czy to tylko przez to, że się boje...
  - Powiedz, co ci się śniło?
Twarz Logana spoważniała.

Emily.

Siedziałam na parapecie w salonie i patrzyłam w dal. Słońce dopiero wstawało. Ręce miałam lodowate, cała się trzęsłam. Bałam się każdego dnia, każdej godziny, każdej minuty, każdej sekundy. Wszystko mogło się zakończyć jakiś czas temu w tym domu, w tym pokoju. Kellan mógł mnie dobić. Teraz to on cierpi... w piekle... Mógł być dobrym człowiekiem, mógł kochać Amelię i być z nią, bo ją kocha. Niedawno dostałam wiadomość, że Amelia wyszła ze szpitala. Jest cała i zdrowa. Zasłużyła na drugą szansę po tym jak mi pomogła. Nie zasługiwała na takie życie.
Wzięłam głęboki oddech i wypuściłam go. Carlos przyszedł do salonu z troską w oczach.
  - Od której nie śpisz...? - zapytał.
  - Nie mam pojęcia... - pokręciłam głową.
  - Miałem sen...
  - ...Znowu...? - zaniepokoiłam się.
  - Jak to "znowu"...?
  - Słyszałam jak w nocy chodziłeś po pokoju hotelowym.
Chłopak lekko się zmieszał. Usiadłam koło niego na sofie.
  - Co ci się śni...? Powiesz...? - zapytałam.
Carlos spojrzał na mnie na ułamek sekundy. Wzrokiem zachęciłam go do opowiedzenia snu. Latynos westchnął.
  - Ciągle śni mi się Kellan, a zaraz potem Ethan... Co noc te sny są coraz gorsze...
  - Myślisz, że to znaczy, że coś się stanie...?
  - Wydaje mi się, że już niedługo... - chwycił moją dłoń. - Nie bój się... Pamiętasz, że zawsze cię będę chronił...?
Pokiwałam głową i spuściłam.
  - Zawsze będę pamiętać... - szepnęłam i podniosłam głowę.
Chłopak uśmiechnął się chcąc powstrzymać łzy.
Ktoś zapukał do drzwi. Ciarki przeszły mi po plecach, a serce przyspieszyło.
  - Zaczekaj tu - rozkazał Carlos.
  - Nie...!
  - Nie ruszaj się stąd...!
Chwycił pistolet, który był w komodzie i podszedł do drzwi.
  - O... - westchnął i schował pistolet do spodni.
Otworzył drzwi i zaprosił kogoś do środka. Zastanawiałam się kto to. Nie minął nawet ułamek sekundy i już wiedziałam.
  - Daniel! - ucieszyłam się.
  - Miło cię znowu zobaczyć - uśmiechnął się.
Daniel przyjechał, aby zapytać, czy wszystko już wporządku. Chciałam mu wytłumaczyć całą tą sytuację. Carlos przez chwilę się wahał, ale przekonałam go, że można Danielowi ufać. Goldstein przysłuchiwał się strasznej historii. Strasznie nam współczuł. Z resztą to było normalne, chłopak był naprawdę troskliwy.
  - Mogę wam jakoś pomóc? - zapytał.
Spojrzeliśmy na siebie, ale nic nie powiedzieliśmy.
  - Carlos musi pracować, a ty Emily nie możesz zostawać sama. Mógłbym załatwić ci kogoś, kto by cię pilnował.
Carlos spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Jemu chyba ten pomysł się podobał.
  - Nie chcemy robić ci kłopotu... - odezwałam się.
Daniel uśmiechnął się i spuścił głowę. Klasnął w dłonie i wstał z kanapy.
  - No to załatwione - powiedział.
  - Nie, Daniel. Nie chcemy, żeby ktoś marnował czas przy mnie.
  - Nie prawda, to bardzo dobry pomysł - wtrącił się Carlos. - Rose nie będzie w stanie z tobą siedzieć, Kendall ją potrzebuje. Ta ochrona to naprawdę super pomysł.
Westchnęłam i spojrzałam to na Daniela, to na Carlosa.
  - Ludzie mają pracę, rodziny. Kto by chciał ze mną siedzieć praktycznie cały dzień?
  - Emily, ta dziewczyna o której ci mówiłem... odeszła ode mnie...
Nie mogłam zrozumieć dlaczego "ta jedyna" od niego odeszła. Był wspaniałym chłopakiem, nie zasługiwał na cierpienie i odrzucenie.
  - Przykro mi...
  - Nie była tą, za jaką ją miałem... Chciała tylko i wyłącznie moich pieniędzy...
Chłopak cierpiał po rozstaniu. Uważał ją za "tą jedyną"...
  - Chciałbym zrobić wszystko, żebyście byli bezpieczni... Strata kogoś bliskiego to okropne uczucie... Nie chcę, żebyście coś takiego przeżyli... bo wiem, że się kochacie mocniej niż kto inny...
Łzy napłynęły mi do oczu. Musiałam podjąć decyzję. Carlos przekonywał mnie, że Daniel ma rację. Musiałam się zgodzić.
  - Dwóch na jedną to nie fair... - uśmiechnęłam się.
  - Emily... Nie będziesz zawiedziona - odwzajemnił uśmiech chłopak.
Daniel musiał już iść, więc przyszedł czas pożegnania. Chłopaki podali sobie dłonie i wymienili uśmiechy. Podeszłam do Daniela.
  - Po raz drugi ratujesz mi życie... Jestem ci dozgonnie wdzięczna...
  - Przyjaciele sobie pomagają...
To samo powiedział, gdy pożyczył mi pieniądze dla gangu. Chłopak uśmiechnął się miło i wystawił rękę do uścisku.
  - Do zobaczenia, Emily.
  - Mam nadzieję, że prędkiego zobaczenia... - uścisnęłam rękę.
Daniel jeszcze raz spojrzał na mnie i Carlosa i wyszedł.

Musieliśmy być gotowi na atak Ethana...

_____________________________________
Dziękuję na prawie 11 tysięcy wyświetleń!!
Krótko i na temat. Rozdział krótki ze względu na naukę :c Będzie lepiej!
Lekkie ulepszenia w zakładce Bohaterowie!!

ZA CHWILĘ BIG TIME DREAMS!! IDĘ PŁAKAĆ... :c 

A Was jak zwykle

ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA!!