Emily.
Była późna, zimna, samotna noc na przedmieściach Los Angeles. Siedziałam na starej sofie przed telewizorem chcąc znaleźć sobie jakieś zajęcie. Moja ręka bez ustanku głaskała gęstą sierść mojej kotki Lucy, a oczy patrzyły w ekran telewizji. Co kilka sekund zerkałam za okno czy przypadkiem nie podjeżdża pod dom czarne Mitsubishi Lancer i nie wysiądzie z niego mój chłopak - Carlos.
Carlos pojechał z Kendallem na mecz do Jamesa. Latynos zabrał auto i po drodze zgarnął blondyna. Jest jednak pewien problem... Chłopaki oglądają mecz cztery godziny. Ja wszystko rozumiem, ale oglądać mecz cztery godziny? No przepraszam bardzo. Dzwoniłam do Carlosa chyba z tysiąc razy, wysłałam miliony wiadomości. Nie wytrzymując kolejnych minut znowu napisałam sms-a i rzuciłam koło siebie na sofę telefon. Przeczesałam włosy palcami ze zdenerwowania i wzięłam głęboki oddech.
- A co jeśli coś się stało? - zwróciłam się do Lucy.
Ona spojrzała tylko na mnie swoimi ciemnymi oczami i miauknęła.
- Nie uspokajaj mnie! Może się nie znam, ale jestem pewna, że mecz nie trwa cztery godziny - zaczęłam toczyć zażartą konwersację z kotką.
"Czy ja znowu gadam z kotem...?" - skarciłam się w myślach.
Potrząsnęłam głową i znowu chwyciłam telefon chcąc zadzwonić do mojej najlepszej przyjaciółki - Rose. Kendall jest jej chłopakiem. Odgarnęłam włosy z twarzy i zaczęłam wykręcać jej numer. Przyłożyłam telefon do ucha i czekałam na głos Rose.
- Em? - zapytała zaspanym głosem. - Wiesz, że jest jedenasta w nocy?
- Też miło mi cię słyszeć, Rosalindo - pokiwałam głową. - Czy Kendall już wrócił?
Chwilę musiałam poczekać aż się odezwie. Chyba nie była zorientowana, że jej chłopak jeszcze nie wrócił.
- Nie, nie wrócił.
- Ciebie to nie martwi?
- Od tej chwili martwi... - powiedziała dość niespokojnie. - Czekałam na niego i zasnęłam. Dzwoniłaś do Carlosa?
- Nie pytaj ile razy... - przewróciłam oczami.
- To co robimy?
- Zajedziemy do Jamesa i sobie z nimi pogadamy. Podjedziesz po mnie? Carlos zabrał auto i...
- Wiem, spoko, już jadę. Zbieraj się - przerwała mi.
Rozłączyłam się i szybko wstałam z kanapy.
"A co z Lucy...?" - zapytałam sama siebie.
Ruszyłam do naszej skromnej kuchni i nasypałam do miski kotki jedzenie, a do drugiej wodę. Podeszłam do małej i pogłaskałam jeszcze raz.
- Nie nabrój tutaj, zaraz wracam - zwróciłam się do niej ponownie i pobiegłam do przedpokoju.
Byłam w jasnej, zdecydowanie za dużej na mnie koszulce i jasnych rurkach. Włosy miałam swobodnie rozpuszczone i trochę w nieładzie. Nie chciałam tracić czasu na stylizację, bo miałam ważniejsze sprawy na głowie. Spojrzałam w lustro i nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
- Otwarte - powiedziałam.
Do domu weszła Rose w szarym, ponaciąganym swetrze, czarnych rurkach, białych trampkach, a na swoich blond włosach miała szarą czapkę "oversize".
- Idziemy? - zapytała.
- Tak, już idę - odpowiedziałam w pośpiechu zakładając jasne trampki.
Wybiegłyśmy z domu zatrzaskując drzwi. Rose usiadła za kierownicą, a ja na siedzeniu pasażera i ruszyłyśmy w drogę. Dom Jamesa nie był daleko, jakieś pięć minut od mojego. Gdy już byłyśmy pod domem przyjaciela zauważyłyśmy, że jest w nim kompletnie ciemno. Zaniepokoiłam się. Wyszłyśmy z samochodu i podeszłyśmy do drzwi. Zapukałam. Zero odzewu. Zapukałam ponownie tylko mocniej. Nadal nic.
- Może pozasypiali...? - zapytałam.
Rose spojrzała na mnie jak na idiotkę.
- Czy ty sobie ze mnie żartujesz...? - uniosła brew.
Wywróciłam oczami i ponowie zapukałam. Czegóż mogłam się spodziewać...? Nadal nic. Wyjęłam telefon i szybko odblokowałam ekran.
- Co robisz? - zapytała.
- Dzwonię do Sandry, może chociaż ona wie gdzie jest James i chłopaki - zaczęłam wybierać numer. - Bynajmniej powinna wiedzieć gdzie jest jej chłopak...
- No... my nie wiemy gdzie są nasi... - wzruszyła ramionami.
Znowu wywróciłam oczami i przyłożyłam telefon do ucha. Sygnał nie przerywał się, czekałam, czekałam, czekałam, nikt nie odbierał.
- Sandra pewnie śpi... - rozłączyłam się. - Kurtka... zero pomocy znikąd...!
Rose się cicho zaśmiała.
- A ciebie co tak śmieszy?
- Twoje przekleństwa... - powiedziała poważnie i wybuchnęła śmiechem.
- Ha-ha-ha... - zaśmiałam się sztucznie. - Bardzo zabawne, Gonzales.
Nagle przestała się śmiać i chwyciła mnie za ramię.
- Już wiem...!
- Tak, naprawdę? - przechyliłam głowę myśląc, że chce się ze mną droczyć.
- Nie, serio! - ruszyła do samochodu.
- Możesz mi wytłumaczyć co robisz, geniuszu? - wsiadłam do pojazdu.
- Pamiętasz? Oni we czwórkę jeżdżą co jakiś czas na granice LA na jakieś "męskie wypady"?
- No... W czym ma to nam pomóc...?
- Ty serio jesteś taka tępa? - zaśmiała się kpiąco. - A co jak sobie pojechali właśnie tam?
- Po co? - przechyliłam głowę czekając na odpowiedź.
- Mnie się nie pytaj - odpowiedziała i ruszyła w drogę.
[ pół godziny później ]
Carlos nie opowiadał mi za dużo o tym miejscu. Wspominał tylko, że to jest jakieś pół godziny od naszego domu. Nic poza tym. To nie było łatwe, żeby jechać w środku nocy pół godziny w poszukiwaniu chłopaków. Powoli zbliżała się północ. Z każdą minutą coraz bardziej się martwiłam. Nagle zauważyłyśmy znak mówiący, że właśnie przekraczamy granicę LA. Zatrzymałyśmy się na totalnie pustym parkingu. W tych okolicach nie było żywej duszy. Wszystkie bloki i budynki opuszczone. Tylko latarnie dawały znaki życia chociaż też niektóre prawie gasły. Było pełno ciemnych zakamarków i opuszczonych budynków...
- Prawie jak w horrorach, które oglądałyśmy, co nie? - uśmiechnęła się zadziornie.
- Weź przestań - przeczesałam włosy palcami. - Najlepiej będzie się rozdzielić. Ty idź na drugą stronę ulicy, przeszukaj każdą uliczkę. Szukaj czarnego Mitsubishi. Ja pójdę w tą stronę - pokazałam na ulicę pełną opuszczonych budynków.
- Okej, jakby coś się działo to mamy komórki przy sobie - podkreśliła blondynka.
- Tak - przytaknęłam - Jeśli nic nie znajdziemy to wracamy dokładnie tutaj - pokazałam na miejsce w którym stałyśmy przy samochodzie.
Rose przytaknęła i ruszyłyśmy w swoje strony.
Każdy stawiany przeze mnie krok sprawiał, że coraz bardziej się bałam. Za dużo się nasłuchałam o takich miejscach od Rose. Byłam przerażona. Jednak postanowiłam przezwyciężyć strach i znaleźć Carlosa. Nagle zawiał zimny wiatr. Zatrzęsłam się z zimna i założyłam ręce na klatce piersiowej. Nie pomyślałam, żeby zabrać ze sobą jakiś sweter. Mogłam przyznać jedno:
- To najcichsza ulica na całej Ziemi...
Nagle coś usłyszałam... głosy... Natychmiast zamknęłam usta i próbowałam usłyszeć kto to mówi. Znowu cisza.
"Może już mam obsesję...?" - zakpiłam z samej siebie.
Znowu głosy gdzieś w oddali...! Stanęłam w miejscu nic nie mówiąc chcąc skupić wszystko na głosie. Nie mogłam stracić tej poszlaki. Odwróciłam się szukając osoby mówiącej. Spojrzałam znowu do przodu. Nie mogłam stwierdzić skąd dochodzi głos. Wzięłam głęboki oddech i jeszcze raz słuchałam uważnie.
Znowu głos.
Wręcz zdenerwowany głos.
Dreszcz.
"Skąd to do cholery ty mówisz?" - przeklęłam w myślach.
Po mojej lewej.
Słyszę.
To tam.
Szłam w tamtą stronę i próbowałam uspokoić oddech. Czego się spodziewałam? Nie wiem. Wiedziałam tylko, że to nie było nic dobrego. Powoli szłam w stronę głosu.
- Jak to nie masz?!
"James...?" - nie wierzyłam, że kiedyś usłyszę go aż takiego zdenerwowanego.
- Miało być dzisiaj!
"K-Kendall...?" - myślałam, że śnię.
Kendall tak krzyczeć...? Nie mogłam uwierzyć.
- Naprawdę myślałeś, że zapomnimy?!
"Logan...?" - moje serce biło coraz szybciej.
Głosy były coraz głośniejsze. Czułam, że zbliżam się do celu. Zaczęłam się cała trząść. Byłam naprawdę blisko... Poczułam, że głosy dochodzą zza rogu. Ostrożnie wychyliłam głowę zza budynku i zobaczyłam ciemny zaułek i pięć czarnych postaci. To byli oni. James, Kendall, Logan... i Carlos... Przed nimi stał jakiś facet. Cały się trząsł, tak jak ja.
- J-Ja wiem. Potrzebuję tylko jeszcze trochę czasu... - powiedział przerażony.
- ...Proszę?! Daliśmy ci dwa tygodnie! A ty prosisz o jeszcze więcej?! - wściekł się James.
- Chociaż trzy tygodnie... - jąkał się co chwila.
Chłopak który od początku nic nie mówił nagle się poruszył.
- To jest sprawa życia i śmierci, a ty sobie wybierasz terminy jakbyś na wczasach był?!
Przeszły mnie ciarki po plecach. Tak... to był Carlos... Nie widziałam go nigdy takiego wściekłego... Zawsze go widziałam uśmiechniętego, nie ważne co się działo... Teraz w tych ciemnościach był totalnie kimś innym.
- J-Ja nie mogę... - nie dokończył, bo Carlos ponownie mu przerwał.
- Ty myślisz, że to jest jakiś żart? Chcesz mnie wyprowadzić z równowagi?!
Przełknęłam ślinę i szybko napisałam krótką wiadomość do Rose, żeby nie szukała i szybko przyszła do mnie, na drugą stronę ulicy. Z szybko bijącym sercem wysłałam wiadomość. Ponownie obserwowałam sytuację.
"O co im chodzi? Czego oni od tego gościa chcą?" - zastanawiałam się.
- To nie jest gra komputerowa - odezwał się Kendall.
- Potrzebujemy jej, teraz! - dodał Logan.
- Ale ja nie mam!
- Gówno mnie to obchodzi, Steward! - Carlos popchnął mężczyznę na ścianę, a on zsunął się po niej bezwładnie.
Do moich oczu napłynęły łzy patrząc jakim Carlos jest człowiekiem pod moją nieobecność...
- Albo ta kasa będzie na jutro, albo jesteś skończony - powiedział już spokojniej Kendall.
- Na j-jutro?!
- Albo ta kasa będzie, albo twoja zasrana rodzinka cię znajdzie w kuble na śmieci z rozwalonym łbem - powiedział okropnym głosem Carlos.
Nie mogłam uwierzyć... To nie był mój Carlos... To był kompletnie inny człowiek... To nie ten sam chłopak, którego poznałam dwa lata temu... Był zupełnie kimś innym... Zaczęłam się trząść jeszcze bardziej i trudno mi było uspokoić oddech. Nagle mój telefon zawibrował. Moje serce stanęło. Schowałam się za rogiem prosząc Boga, aby mnie nie usłyszeli.
- Moją rodzinę zostawcie w świętym spokoju! - usłyszałam Stewarda.
"Bogu dzięki..." - przeżegnałam się w duszy.
Zerknęłam zza rogu i zobaczyłam, że mężczyzna się postawił. Nie dał sobą pomiatać. Bynajmniej swoją rodziną...
- Tylko jak nam dasz kasę - postawił warunek James.
- Potrzebuję przynajmniej dwa tygodnie - mówił już stanowczo.
- Naprawdę nie zdajesz sobie jeszcze sprawy jak głęboko jesteś w tym gównie...? - odezwał się Logan.
- Chcę jeszcze dwa tygodnie! Jeśli mi ich nie dacie pójdę na policję i oskarżę was o szantaż i prześladowanie!
Carlos westchnął ze zrezygnowaniem, a mnie serce zaczęło szybciej bić. Bałam się co za moment się stanie...
- Nie chce mi się z tobą pieprzyć, gamoniu - warknął Carlos.
Moje serce stanęło, gdy usłyszałam te słowa. Bałam się tego momentu...
"Jezu, co on zrobi...?"
Byłam bliska zawału. Myślałam, że zaraz nie wytrzymam tych nerwów i umrę. Wydawało mi się, że kolejne sekundy są w spowolnionym tempie. Wszystko straciło kolory... Po wypowiedzianych słowach Carlos sięgnął po coś do tylnej kieszeni spodni. Wzięłam głęboki oddech prosząc znowu Boga, aby to nie było to o czym myślałam...
Bóg tym razem mnie nie wysłuchał... Wszystko przyspieszyło tempa, czułam jak tracę oddech.
Chłopak wyciągnął pistolet i rozległ się ogromny trzask. Moje ciało drgnęło, wręcz podskoczyło. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Stewarda leżącego na ziemi w kałuży swojej krwi.
W tej sekundzie ogarnął mnie strach jakiego nie czułam nigdy.
Stało się.
Moje życie nie było już piękne.
Nasza miłość straciła sens.
Wszędzie zapanowała ciemność.
Zakręciło mi się w głowie.
Chwyciłam się ledwo żywa ściany budynku chcąc nie upaść na zimną ziemię.
Czułam, że zaraz wyzionę ducha.
Moje zaufanie do niego... które budowało się przez te dwa, wspaniałe lata...
...przepadło w nicość...
________________________________
Samo pisanie tego pierwszego rozdziału przyprawiło mnie o szybkie bicie serca...
Co teraz się stanie z Emily i Carlosem...?
Po co chłopakom te pieniądze...?
Czy Carlos powie Emily prawdę, że zabił człowieka...?
To się okaże już niedługo...
Jezusie, Maryjo!
OdpowiedzUsuńJestem absolutnie zachwycona!
Oniemiałam. Masz niesamowitą moc.
Nic więcej nie potrafię z siebie wykrztusić.
Po prostu brawa dla Ciebie.
Wrzucam cię do linków na bardzo-dojrzale-btr.blogspot.com.
geez, czytałam to i w kółko włączałam Truth.. ♥
OdpowiedzUsuńGod, jeszcze się nie otrząsnęłam xx ♥
FUCK, wiedziałaś jaką muzykę wybrać do bloga. ♥
Ja chcę już następny !!!! :D
OdpowiedzUsuńAsdfghjkl *.* Zajebisty <333
~ Dziama xx (nie chce mi się logować) :)
*O* Normalnie miałam ciarki, jak to czytałam. Fajnie, że będziemy mieć własnego Rusherowego Dangera. DZIĘKUJĘ <3 Czekam na nn
OdpowiedzUsuń~AlittlemoreBTR
świetny,świetny,świetny x71314730564659474 <333
OdpowiedzUsuńuwielbiam twoje opowiadania kicia :* /Alex
Jezus. To jest boskie, zajebiste, jezu. jaram się. tak cholernie. Ty tak zajebiście piszesz. Cholera. Carlos. W takim wydaniu. Ejj.. Zawał. Ratunku. Jezu. Zajebisty rozdział. jestem cholernie ciekawa, co będzie dalej. Jezu.
OdpowiedzUsuńRany, nie, nie wierzę w to wszystko! Chłopcy takimi brutalami?! o.o''' O w mordę... Carlos! Zabiłeś człowieka!
OdpowiedzUsuńBiedna Emily. Co ona teraz zrobi? Będzie mogła z nim jeszcze być? A jak z Rose i Sandrą? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi.
To jest świetne a ty masz talent! Jak to czytałam aż mnie ciary przeszły o.o
OdpowiedzUsuń