poniedziałek, 3 czerwca 2013

Rozdział 2 - Taka przyjaciółka trafia się raz na milion

Emily. 

Dostałam ataku paniki. Zakryłam usta rękami, a łzy pociekły po moim policzku. Nie wierzyłam w to co zobaczyłam chwilę temu. Miałam tysiące myśli na minutę. Nie mogąc dłużej patrzeć na tą scenę odwróciłam się i przerażona zaczęłam uciekać przed siebie. Serce waliło mi jak młotem, a zimny wiatr bił mnie w moje mokre od łez oczy. Nie wierzyłam, że dożyję takiego momentu w moim życiu... Osoba, której tak ufałam przez dwa lata... tak mnie zawiodła... ukrywała taką okropną prawdę... Nigdy nie sobie nawet nie pomyślałam, że Carlos jest kimś takim. Nie mogłam sobie go wyobrazić z pistoletem w ręku i mówiącym takim tonem takie słowa. Byłam na krańcu załamania. A może już byłam...? 
Wpadłam na kogoś. 
Zwaliło mnie z nóg.
Chwyciłam tego kogoś na ramiona.
Ta osoba mnie podtrzymała,, jednak ja klęczałam na kolanach.
Nic nie widziałam.
Oddech miałam nierównomierny.
Ręce trzęsły mi się jakbym całą noc siedziała w lodowatej celi więziennej. 
Nie miałam siły na nic.
  - Jezusie Miłosierny! Em! Co się stało? - usłyszałam troskliwy i przerażony głos przyjaciółki.
Nie potrafiłam wydusić nawet słowa. Nie dałam rady. Nie było cienia szansy, żebym wypowiedziała choć jedno krótkie słowo. Przyjaciółka chciała znowu mnie podnieść i postawić na nogi. Nie udało jej się. Nie miałam siły ustać na swoich nogach. 
  - Powiedz coś! - chwyciła moją twarz i spojrzała mi z przerażeniem w oczy.
Przełknęłam ślinę chcąc się uspokoić. Nie pomogło. Znowu się zaniosłam od płaczu.
  - Uspokój się! Powiedz co się stało! - potrząsnęła mną.
Po raz kolejny spróbowałam uspokoić oddech i przestać szlochać. Nawet się udało. Spróbowałam więc cokolwiek powiedzieć.
  - C-Carlos... - mówiłam niezrozumiale. 
  - Co Carlos? Znalazłaś go? - chciała ode mnie coś wydusić.
  - O-On... 
  - Co on?
  - Z-Z... Zabił...! - wyjąkałam już głośniej.
  - C-C-Co?! - nie wierzyła w to co słyszy. - Kogo zabił?
Znowu przełknęłam ślinę chcąc powiedzieć coś jeszcze. To było wszystko na co było mnie jednak stać. 
  - Chodź, szybko! - pociągnęła mnie gdzieś.
Domyślałam się, że w stronę samochodu. Poczułam ciepło wokół siebie. 
  "Jedziemy do domu...?" - zapytałam samą siebie w duszy.
Otworzyłam oczy szerzej i usłyszałam otwierające się drzwi od strony kierowcy. Szybko potem się zatrzasnęły. To była Rose. 
  - Zawiozę cię do domu, uspokoisz się i mi opowiesz co się stało - powiedziała swój plan sama będąc raczej niespokojną.
Po tym jak usłyszała, że Carlos zrobił coś takiego jak zabił kogoś na pewno ją przeraziło. Widziałam, że twardo trzymała kierownicę niepewnie kręcą nią w lewo i prawo. Znowu przełknęłam ślinę. Czułam, że powoli się uspokajam. Wzięłam głęboki oddech. Pomagało. Patrzyłam na ciemną, całkowicie ciemną drogę przed nami. Tylko światła samochodu dawały jakieś światło. Rose co chwilę zerkała na mnie ze współczuciem. Ja także na nią kątem oka zerkałam. Była blada ze strachu. Skoro ona była blada to znaczyło, że ja na pewno byłam biała jak kartka papieru. 
  - Lepiej ci...? - zapytała niepewnie przyjaciółką. 
Nic nie odpowiedziałam, pokiwałam tylko głową. 
  - To dobrze. Będzie coraz lepiej - powiedziała widząc moją odpowiedź na migi. 
Nie byłam tego taka pewna. Teraz patrzyłam za okno koło siebie. Tam było to samo. Wszędzie okropna ciemność, która od tej nocy będzie mi się kojarzyła tylko z jednym... nie chcę mówić... sami wiecie... 
Rose podjechała pod mój dom. Nie wysiadałam z pojazdu, Rose wysiadła i otwarła mi drzwi. Podtrzymała mnie pod ramię i weszłyśmy do mojego domu. Do wejścia od razu przybiegła Lucy pomiaukując. Nie zwróciłam na to większej uwagi. 
  - Nie teraz - powiedziała tylko Rose do kotki myśląc, że ją świetnie zrozumie.
Dziewczyna delikatnie posadziła mnie na starej sofie przed telewizją. Ona sama usiadła koło mnie i patrzyła na mnie w osłupieniu. Wyczekiwała, żebym coś nowego powiedziała. Ja jednak nadal nie mogłam.
  - Zrobić ci herbaty? Uspokoisz się - zaproponowała.
Znowu pokiwałam lekko głową. Czułam, że jak o tym znowu pomyślę to jeszcze bardziej wybuchnę płaczem i zacznę się trząść. Chociaż dalej się trzęsłam... z zimna i ze strachu. Przyjaciółka wstała i poszła do kuchni. Spędzałyśmy ze sobą tyle czasu, że każda wiedziała gdzie co jest. Oplotłam rękoma nogi i oparłam głowę o kolana. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Patrzyłam w każdy kąt byle nie myśleć o nim, o tym co się wydarzyło i o tym czego się dowiedziałam. Chwilę potem podeszła do mnie Rose z kubkiem gorącej herbaty. Uśmiechnęła się ciepło i podała mi kubek. Odwzajemniłam uśmiech lecz trochę bardziej lekki. Nie miałam siły na uśmiechy i rozmowy. Przyjaciółka musiała poczekać. Upiłam kilka łyków i poczułam, że się odprężam. Moje gardło pozbyło się wielkiej kulki w środku, a mięśnie się rozluźniły. Tylko przyjaciółka mogła czegoś takiego dokonać. Nie byle jaka... najlepsza z najlepszych, a nawet jeszcze lepsza. Taką właśnie była dla mnie Rose. Znałyśmy się dopiero ponad dwa lata, a czułam, że znamy się od dziecka. Wiedziałyśmy o sobie wszystko, dosłownie. Spojrzałam na dziewczynę i chwilę się jej przyglądałam. Zauważyła, że mam ją na celowniku. Także spojrzała. 
  - Jesteś gotowa...? - zapytała.
Ponownie kiwnęłam głową i upiłam kolejny łyk herbaty. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam opowiadać ostatnie czterdzieści pięć minut. Gonzales słuchała początku z zaciekawieniem, jednak jak doszłam do najgorszego momentu... była strasznie podenerwowana i widziałam, że ledwo siedzi. Kiedy doszłam do chwili jak Kendall groził Stewardowi i krzyczał przekleństwa chwyciła się za głowę.
  - To nie może być prawda, nie zrobił by czegoś takiego!
  - Też tak chwilę myślałam. Potem okazało się, że oni chcieli od tego gościa kasę, pieniądze - powiedziałam półgłosem.
  - Po co? Na co im je? 
  - Nie wiem... Chyba nie chcę wiedzieć...
  - A co jeśli mają jakieś długi, albo jakiś gang ich ściga? - zaczęła wymyślać czarne scenariusze.
  - Błagam, nie mów tak...
  - A na co innego ci to wygląda?
Przez chwilę się nie odezwałam. Pomyślałam chwilę.
  - Nie wiem... Może to być cokolwiek... - wzruszyłam delikatnie ramionami.
Rose westchnęła. Ja wszystko już powiedziałam.
  - Może wracaj do domu... Carlos może zaraz wróci... Kendall z resztą też... - powiedziałam.
  - Poradzisz sobie sama...? - zapytała szczerze.
  - A ty...? - równie szczerze odpowiedziałam pytaniem.
Dziewczyna spuściła wzrok. Wzruszyła ramionami.
  - Przecież jakoś musimy... - wyszeptała.
  - My wszystko przetrwamy, słyszysz...? Nawet coś takiego... - powiedziałam.
  - No bo kto jak nie my - uśmiechnęła się pod nosem.
  - No właśnie... - położyłam rękę na jej ramieniu.
Blondynka wstała z sofy i ruszyła w kierunku drzwi. Z dużym problemem wstałam za nią.
  - Czekaj - zawołałam ją jeszcze jak trzymała już za klamkę.
Odwróciła się do mnie, a ja podeszłam bliżej niej.
  - Poradzimy sobie... Jak zawsze... 
  - Taa... - uśmiechnęła się znowu.
Przytuliłam ją na pożegnanie, a z oczu uleciała mi mała łezka. 
  - Będzie dobrze, słyszysz, Em?
  - Mhm - przytaknęłam i puściłam dziewczynę.
Wychodząc posłała mi jeszcze jeden lekki uśmiech i wyszła zamykając za sobą drzwi. 
Zostałam sama.
Całkiem sama w pustym domu.
No... pomijając Lucy oczywiście...
Ledwo wróciłam na kanapę i westchnęłam. Lucy wskoczyła zgrabnie na mebel koło mnie i skuliła się w kłębek. Pogłaskałam pupila myśląc co zrobię jak Carlos wróci. 

[ piętnaście minut później ]

Nadal czekałam na chłopaka w samotności. Cały dom był ciemny, nie była zapalona nawet najmniejsza lampka. Czekałam na niego już wiedząc co powiem i jak się zachowam. Było pięć minut po północy. Obawiałam się, że nigdy nie wróci i nie będzie mógł spojrzeć mi prosto w oczy. Zastanawiało mnie mnóstwo rzeczy... Po pierwsze: po co im te pieniądze, po drugie: ile on w tym siedzi, a po trzecie: czy to był pierwszy raz jak zabił człowieka. Na te pytania mógł mi odpowiedzieć tylko on. Czekałam więc cierpliwie na odpowiedzi na nurtujące mnie pytania w ciemnościach. Gdy tylko zamykałam oczy ciągle słyszałam te same, wykrzyczane słowa, widziałam ten moment, ten trzask, tą krew... Myślałam, że moja głowa mi eksploduje. 
Nagle usłyszałam dźwięk silnika. 
Czarne Mitsubishi.
To był on.
Przyjechał.
Carlos.
Wrócił ze swojej tajnej misji.
Chwila prawdy. 
Głęboki wdech.
Jeszcze mocniej ścisnęłam swoje nogi rękoma.
Broda wbiła mi się w kolana.
Serce znowu zaczęło mi bić niczym młotem.
Jeszcze raz sobie powtórzyłam co chciałam mu powiedzieć.
Kolejny wdech.
Drzwi się otwierają.
Adrenalina.

  "Teraz albo nigdy..."

_________________________________
Jaki plan ma Emily?
Co mu powie?
Jak Carlos zareaguje?
Odpowie na jej pytania?

O tym już niedługo...

Proszę o komentarze.

5 komentarzy:

  1. O jezu!! jaki zajebisty rozdział!! Jak mogłaś zakończyć w TAKIM momencie?! no jak?! Jeju! Nie umiem się doczekać nn *-*

    OdpowiedzUsuń
  2. to przez tą wczorajszą rozmowię.. jednak dobrze, że ci to wszystko napisałam :DD

    OdpowiedzUsuń
  3. No w takim momencie przerwać?? Czekam na nn! Coraz bardziej kocham ten fanfiction ;3

    ~AlittlemoreBTR

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeżeli Carlos cokolwiek jej zrobi to przysięgam, że go wypatroszę -.- Rany, nie wierzę w to wszystko. Dlaczego? Dlaczego akurat oni? To jakiś horror.

    Ps.: Och, jak się wczułam <333 Kocham cię i twoje opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
  5. *.* zakochałam się w tym <333

    OdpowiedzUsuń