wtorek, 4 czerwca 2013

Rozdział 3 - Bolesna Chęć Prawdy

Emily.

Usłyszałam ciche kroki za mną w przedpokoju. Serce biło mi jak młotem. Przełknęłam ślinę chcąc pozbyć się znowu kulki w moim gardle. Po cichu zamknięto drzwi. Pewnie myślał, że już śpię. Oj, grubo się mylił. Poczułam, że Carlos zbliżał się do kanapy. Nadal nie spostrzegł, że jestem w salonie. Rzucił klucze o stolik przy wejściu do salonu i westchnął zmęczony. Zaczął chodzić bezcelowo po salonie. 
  - Wyczerpany...? - odezwałam się beznamiętnie.
Kroki ustały. 
  - Na pewno jesteś zmęczony, ale też i dumny... - dodałam chcąc, żeby mój głos się nie załamał.
  - E-Emily...! Nie śpisz jeszcze...? Czekałaś na mnie, to miłe... - poczułam, że podchodzi mnie od tyłu.
Dotknął mojego ramienia, a ja odskoczyłam i cofnęłam się pod samą ścianę. Bałam się jego dotyku, bałam się jego głosu, bałam się JEGO. 
Szybko oddychając oparłam się o ścianę za mną i patrzyłam na ciemną postać. Znowu mi się przypomniało jak się zachowywał się w tych ciemnościach... 
  - Co się dzieje...? - zapytał.  - Dlaczego siedzisz w ciemnościach?
  - To ja do ciebie mam parę pytań, Carlos...
  - W takim razie słucham... - zabrzmiało to od niego spokojnie.
  - Powiedz mi, tylko szczerze, jak długo w tym siedzisz...?
Chłopak wzdrygnął się. Wiedział o co mi chodzi. 
  - W c-czym?
  - Ty dobrze wiesz w czym - próbowałam być spokojna.
Nie usłyszałam jego odpowiedzi. 
  - A od kiedy masz przy sobie pistolet, huh...? Może masz tutaj w domu jeszcze pięć, co?
  - Nie mam pistoletu. Niby na co on mi by był potrzebny...? - kłamał w żywe oczy.
  - Czyżby?
  - Przysięgam.
  - To od razu ci mówię, że złamałeś przysięgę. 
  - Nie mam żadnego pistoletu - wypierał się bezczelnie.
  - Teraz nie, bo tylko skończony idiota by przyniósł ze sobą pistolet do domu. Pewnie gdzieś go zostawiłeś. Może w samochodzie? Zakopałeś w ogródku? - nie dawałam za wygraną.
Carlos nie chciał niczego powiedzieć. Ja jednak nie wyczerpałam liczby moich pytań.
  - Jak długo nękasz ludzi? - zapytałam półgłosem.
  - O co ci chodzi...? 
  - Odpowiesz mi?
Zauważyłam, że chwycił się za głowę i zaczął chodzić w tę i wew tę. 
  - Ja ci wszystko wyjaśnię - powiedział nareszcie, ale już niespokojnie.
  - Na to liczę...
Wziął głęboki oddech i schował ręce do kieszeni spodni.
  - Nie chciałem ci o niczym mówić, żebyś się nie martwiła. Nie chciałem cię do tego wszystkiego wciągać.
  - Ale po co to? - przestawałam być spokojna. - Dlaczego?
  - B-Bo... 
  - Po co wam te pieniądze? - zadałam kolejne pytanie, bo czułam, że zaraz nie wytrzymam i wybuchnę płaczem. 
  - P-Pieniądze...?
Oplotłam się rękoma, bo zaczęły mnie przechodzić ciarki. 
  - Nie chciałem ci mówić... Potrzebujemy te pieniądze...
Już chciałam mu przerwać, że tyle to ja już wiem. 
  - To znaczy, ja potrzebuję... - dokończył.
  - Ty? Przecież jeszcze nie jest aż tak u nas źle, żebyś szantażował ludzi! - niecierpliwiłam się.
  - Nie dla nas - poprawił.
  - To dla kogo? Wytłumacz mi to, błagam cię! - powiedziałam błagająco.
  - Dla mojej rodziny - odpowiedział już ciszej.
Już miałam coś powiedzieć, ale zamknęłam usta. 
  - Dla twojej rodziny...?
Chłopak usiadł i pokazał miejsce obok siebie. Zostałam pod ścianą.
  - M-Moją rodzinę śledzi gang...
Te słowa mną wstrząsnęły. Nie mogłam uwierzyć.
  - Jeszcze raz...? Kto śledzi...?
  - Gang...
  - A-Ale... - nie wiedziałam co powiedzieć.
  - Domagają się pieniędzy w trybie natychmiastowym - trudno mu było o tym mówić.
  - Ile chcą...?
Przez chwilę milczał.
  - Dziesięć tysięcy... - odpowiedział w końcu prawie szeptem.
Kolejne słowa mnie zatkały. Czułam, że coś zabrało mi oddech.
  - I-Ile?! - nie dowierzałam. - Boże Miłosierny... - chwyciłam się za głowę.
  - Mamy już połowę.
Przemilczałam jakąś minutę.
  - Jak długo to wszystko się toczy...?
  - Jakieś pół roku...
  - I kiedy zamierzałeś mi o tym powiedzieć...? - miałam łzy w oczach.
Nie odpowiedział na moje pytanie od razu.
  - Chciałem cię chronić...
  - W jaki sposób...?! - łamał mi się głos.
  - Gdybym ci powiedział zaczęłabyś się o mnie martwić i chciałabyś pomóc - jak to ty. 
Trochę się uspokoiłam. Miał powód. Zauważyłam u niego załamanie i niezadowolenie. Mruknął coś pod nosem i znowu chwycił się za głowę. Podszedł do okna i patrzył w dal. 
  - Jeśli nie dam im tych dziesięciu tysięcy do niedzieli... - urwał. - ...zabiją ich...
Przeszedł mnie okropny dreszcz. Przygryzłam wargę nie chcąc myśleć o tym. Zobaczyłam u niego łzę. Moje serce zabolało, a mięśnie rozluźniły. Spuściłam wzrok z chłopaka nie chcąc patrzeć jak cierpi. 
Jeszcze raz przygryzłam wargę i postanowiłam postawić krok na przód.
Jeden po drugim.
Po każdym postawionym kroku czułam, że za nim tęsknię.
Nie chciałam już na niego krzyczeć.
Nie chciałam mu robić wyrzutów.
Chciałam zrobić tylko jedno...
Delikatnie chwyciłam jego rękę, a on spojrzał na mnie zdezorientowany ze łzami w oczach.
Ponownie poczułam kulkę w gardle.
  - Cokolwiek się stanie... - przerwałam. - ...będę szła za tobą w największą ciemność, Carlos...
Teraz po moim policzku popłynęła łza. Ścisnęłam usta w cienką linię patrząc chłopakowi w oczy. 
  - Będę za tobą stała murem... - znowu przerwałam. - ...bo wiem jaki jesteś naprawdę... 
Latynos spuścił wzrok, a jego łza kapnęła na wykładzinę. 
  - Bo wiem, że... - ponownie przerwałam. - ...że mnie potrzebujesz...
Chłopak na mnie spojrzał smutnymi oczami, zrezygnowanymi. Nie chciałam ciągnąć dłużej tej ciszy. Przytuliłam go nie wytrzymując dłużej.
  - Poradzimy sobie... - dodałam łkając.
  - ...Tak się cieszę, że trafiłem w swoim życiu akurat na ciebie...
Nie powiedziałam nic, tylko pokiwałam głową. Łzy nie dawały mi cokolwiek powiedzieć.

  - Będę cię chronił tak, jak ty uchroniłaś mnie w życiu od zguby...

___________________________________
Co się stanie dalej...? 
Carlos zdobędzie pieniądze dla gangu i uratuje swoją rodzinę...?
Czy Emily będzie bezpieczna, gdy już wie o wszystkim...?

O tym SERIO już niedługo!

PROSZĘ O KOMENTARZE!

3 komentarze:

  1. To jest świetne. Podoba mi się pomysł na to opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Awwwww, popłakałam się <333 Przecież to jest takie piękne! Carlos... Biedny Carlos... Ale czy musiał od razy zabijać? Czy nie mógł jakoś inaczej tego rozwiązać? O raany.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pod koniec łzy mi poleciały, wsumie co sie dziwić. Świetnie piszesz ;)

    OdpowiedzUsuń