środa, 12 czerwca 2013

Rozdział 6 - To dopiero początek...

Emily.

Siedziałam sama na korytarzu i z szybko bijącym sercem czekałam na jakiekolwiek wieści od lekarza. Nie informowałam o zajściu nikogo, aby nikogo nie denerwować. Z resztą, kogo miałam informować? Kendalla, który zniknął, Carlosa, który pracuje, Logana także pracującego od rana, Jamesa? Bez sensu. Zachowałam to dla siebie i wzięłam to na swoje barki. Czekałam około godziny. Nagle z sali zabiegowej wyszła pielęgniarka w pośpiechu.
  - Przepraszam? - podbiegłam do kobiety.
  - Przepraszam, nie w tej chwili! - nakrzyczała trochę na mnie.
Wróciłam więc na swoje miejsce. Wiedziałam, że coś jest nie tak skoro pielęgniarka jest tak podenerwowana. Kobieta zaraz potem biegła z powrotem do sali z torebką krwi. Przeszły mnie dreszcze. Rose zdecydowanie straciła za dużo krwi. Wtedy były tego konsekwencje. Czekałam pół godziny na jakieś wieści. W końcu z sali wyszedł lekarz, który się zajął moją przyjaciółką. Szybko wstałam i podbiegłam.
  - Panie doktorze, i jak z nią?
  - Nie było łatwo, straciła strasznie dużo krwi. Nie wie pani jak długo krwawiła?
  - Nie mam pojęcia, zadzwoniłam zaraz jak ją zobaczyłam. 
  - W karetce nie można było zatamować ran, były niebezpiecznie głębokie. Nie wie pani dlaczego...?
  - J-Ja... nie mam pojęcia... Nigdy tego nie robiła...
Robiła, ale dobre parę lat temu. Nie wiedziałam, co ją zmusiło do takiego posunięcia. Przejmowałam się niesamowicie i nie mogłam się doczekać, aż ją zobaczę. Czekałam na wytłumaczenie z jej strony. 
  - Mogę ją zobaczyć...? - zapytałam.
  - Oczywiście, jest zmęczona i słaba. Może pani z nią posiedzieć, ale tylko chwilę.
  - Jasne - przytaknęłam i weszłam do sali.
Gdy zobaczyłam przyjaciółkę bladą, z poczochranymi włosami i obandażowanymi rękoma łzy napłynęły mi do oczu. Podeszłam do niej i chwyciłam delikatnie za dłoń, aby ją nie urazić. Nagle oczy blondynki otworzyły się i spojrzały na mnie. 
  - Em...? Co ty tu...?
  - Rose! Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego to zrobiłaś? - cieszyłam się, że dobrze się czuje, ale byłam też na nią zła.
  - A-Ale co?
Rozejrzała się i zobaczyła swoje obandażowane ręce. 
  - Ouu... - zrozumiała, co się stało.
  - Tak, "ouu". Dobrze, że sobie przypomniałaś, a teraz czekam na wyjaśnienia.
Dziewczyna pokręciła głową niezrozumiale.
  - Co kiwasz głową? Dlaczego to zrobiłaś?
  - Kendall...
  - Co ci zrobił? Rozmawiałaś z nim? Zrobił ci coś? - zaczęłam się przejmować.
  - N-Nie... To nawet nie była rozmowa... Tylko ja mówiłam, a on nic... Zdenerwował się i nic nie mówiąc wyszedł z domu...
  - Czyli nic nie wiesz... - powiedziałam jakby do siebie.
  - A ty z Carlosem...?
  - Wszystko wporządku... znaczy, nie... Oczywiście, że nic nie jest wporządku. 
  - A wytłumaczył, czemu to robią?
  - Gang żąda dziesięć tysięcy do końca tego tygodnia, bo inaczej zabije rodzinę Carlosa...
  - O matko...! - aż usiadła z wrażenia.
Skrzywiła się, bo uraziła się w lewą rękę. 
  - Nie ruszaj się. Nie wyjdzie ci to na dobre, uwierz mi.
  - A-Ale... Jaki gang? 
  - Nie mam pojęcia, Rose... Wiem jedno, że są niebezpieczni.
Lekarz powiedział, że Rose musi jeszcze zostać w szpitalu na dwa do trzech dni. Przyjaciółce jednak się ten pomysł nie spodobał. Lekarz stwierdził, że może iść do domu, ale potrzebuje opieki. Zgłosiłam się na ochotniczkę, że będę ją odwiedzać codziennie. Musiałyśmy bowiem jakoś pomóc chłopakom.
Po pewnym czasie wyszłyśmy obie ze szpitala. Od razu zaczęłyśmy konwersację.
  - Em?
  - Co? Źle się czujesz?
  - Nie, no co ty. Chciałam zapytać, czy powiemy od tym wszystkim Grace i Sandrze?
Grace to była dziewczyna Logana, są ze sobą pół roku, ale kochają się. Sandra to, jak już wspominałam, dziewczyna Jamesa.
  - Też się nad tym zastanawiam... Jeśli wkręcimy w to kolejne dwie osoby może się zrobić zamieszanie...
  - Prędzej czy później i tak im wypaplasz... - zaśmiała się lekko.
  - W sumie racja - przyznałam jej rację.
Rose za długo mnie znała, to była prawda, że wszystko musiałam kiedyś wypaplać. Nie licząc oczywiście naszych sekretów. Jednak tym razem musiałam trzymać język za zębami. Ta sprawa była sprawą życia i śmierci.
  - No więc...? - zapytałam.
  - No jak chcesz, to Carlosa rodzina, nie moja - odpowiedziała.
  - Więc raczej powinniśmy porozmawiać z Carlosem, nie?
  - Nie, Em. Ty powinnaś z nim porozmawiać - pokazała mnie palcem.
  - Ja?!
  - A kto inny ma z nim lepszy kontakt, jak nie ty?
  - Nie... Lepiej będzie, jak zachowamy do dla siebie...
  - Tylko pod warunkiem, że nie wygadasz - uśmiechnęła się.
  - Przysięgam, słowo Foster - zaśmiałam się i podniosłam prawą dłoń.
  - Gonzales ci wierzy - przybiła w moją podniesioną dłoń piątkę.
Skrzywiła się przypominając sobie, że nie może w ogóle ruszać rękoma.
Odprowadziłam dziewczynę do domu, w którym siedział na kanapie Kendall. Twarz miał schowaną w dłoniach. Kiedy Rose go zobaczyła prawie zjechała na parter.
  - O, witamy pana Schmidta. Dobrze się panu odprężało?
  - Rose?! - wyłonił się z dłoni i zauważył poszkodowaną dziewczynę.
Podbiegł do niej i przytulił ją. W pierwszej chwili Rose chciała się odsunąć, ale sekundę potem wtuliła się w blondyna. Postanowiłam się szybko ulotnić. To był moment dla nich.

Rose.

  - Co się stało? Widziałem krew w łazience.
  - Zostawiłeś mnie! Samą! W środku nocy! Bez wyjaśnień! Bezczelnie sobie wyszedłeś! - rzuciłam się na niego z oskarżeniami.
  - Zdenerwowałem się, Rose. To nie jest łatwa sytuacja dla mnie. Naprawdę nie chciałem...
  - Wszystko wiem... Pomagasz Carlosowi...
  - Skąd wiesz?
  - Od Emily, a Emily od Carlosa.
  - Ale skąd w ogóle pomyślałyście, że coś takiego robimy?
  - Za długo nie odzywaliście się, więc z Emily pojechałyśmy was szukać. Em widziała, co robicie...
  - My to robimy dla Carlosa. We czwórkę jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi i...
  - Tak, wiem. Musicie na sobie polegać. Coś o tym wiem - w tej chwili pomyślałam o Emily, o mnie i o problemach, które same przeszłyśmy. 
Usiedliśmy na kanapie w ciszy. Oboje baliśmy się odezwać. Spojrzałam na moje ręce i cicho westchnęłam. Kendall dotknął z wyczuciem lewej ręki i pocałował ją.
  - Nie rób tego więcej, słyszysz...? Jesteś zbyt piękna, żeby takie straszne rzeczy robić, Rose... - nic na to nie odpowiedziałam. - Wiedziałaś, że wrócę... Za to ty prawie odeszłaś... Prawie zostałem sam...
  - A chłopaki...?
  - Mówi się, że miłość przemija, a kumple są na całe życie. Nie zawsze to prawda. Kumple są na całe życie, a ty do końca świata i jeszcze dłużej... - pocałował mnie delikatnie w usta.
Bałam się tego koszmaru, który nas czekał... nas wszystkich...

"To dopiero początek, a chcę, żeby to był już koniec"

______________________________________________
Czy Sandra i Grace się dowiedzą o tajemnicy z gangiem...?
Czy chłopcy zdobędą pieniądze na czas...?
Czy ktoś ucierpi...?

PROSZĘ O KOMENTARZE!

5 komentarzy:

  1. Ojeej <3 świetny rozdział. jak dobrze, że nic jej się nie stało! I dobrze, że się pogodzili. jestem ciekawa co będzie dalej.

    OdpowiedzUsuń
  2. dziękuję, że zostałam poinformowana o nowym rozdziale..
    no, ale wybaczam ci, tak jak wybaczyłam Kendallowi <3 / Kate.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale trzymasz w napięciu :D Daj kolejny rozdział!! aww Kendall wrócił i się cieszę :D

    ~AlittlemoreBTR

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak ja się cieszę, że z Rose wszystko w porządku. Bałam się o nią <3
    Miło, że Kendall wrócił. Mam nadzieję, że im się poukłada pomimo tego wszystkiego.

    OdpowiedzUsuń
  5. ja dzisiaj nie pójdę spać czytając to znowu <3
    aż mam łzy w oczach..

    OdpowiedzUsuń