środa, 26 czerwca 2013

Rozdział 9 - Pierwszy krok i kara

Kendall.

Ja i Rose siedzieliśmy przy oknie, ale będąc niezauważalnymi. Objąłem ją ramieniem chcąc, żeby poczuła się bezpiecznie.
  - Czego oni od nas chcą? - zapytała cicho drżącym głosem.
  - Nic takiego. Sprawdzają nas - odpowiedziałem. - Nie bój się, jestem tutaj.
Wtedy ona wtuliła się w mój tors. Pogłaskałem ją po głowie i pocałowałem w czoło. Nagle usłyszałem trzaśnięcie drzwi samochodu. Po moich plecach przeszedł dreszcz.
  "Cholera..." - przekląłem w myślach.
Wyglądnąłem delikatnie przez okno. Trzech mężczyzn w czarnych, skórzanych kurtkach wysiadło z samochodu. Zaczęli iść w kierunku naszego domu.
  "Musieli widzieć, jak rozmawiałem z Carlosem..."
Puściłem Rose i ruszyłem do przedpokoju.
  - Kendall...! Nie...! - wołała mnie szeptem.
  - Spokojnie, nic mi nie będzie...! - odpowiedziałem ciszej.
Stanąłem przy drzwiach, a z kieszeni kurtki wyciągnąłem dyskretnie pistolet. Czekałem, aż drzwi się otworzą, a kula trafi w jednego z towarzyszy gangu. Serce biło mi jak młotem.
  "Jeżeli przejdą przeze mnie, to Rose będzie w niebezpieczeństwie...!"
Chwyciłem mocno pistolet i wziąłem głęboki oddech. Gałka u drzwi powoli zaczęła się przekręcać. Szybko przeładowałem broń i czekałem.
Już.
Drzwi się gwałtownie otworzyły.
Przede mną teraz stało trzech facetów.
Jeden z przodu miał pistolet wycelowany prosto w czoło.
Dwóch po bokach wymierzyło w moją twarz dwa pistolety.
Wiedziałem, że to już koniec.
  - Odłóż tą zabawkę, bo sobie zrobisz krzywdę, Schmidt - uśmiechnął się zadziornie pierwszy.
  - Gdybyś był sam to nie uśmiechałbyś się jak idiota - warknąłem dalej celując bronią.
  - Albo opuścisz broń, albo w tym domu nie będzie miał kto płacić czynszu - ostrzegł drugi.
Kątek oka spojrzałem do salonu. Nigdzie nie było Rose. Drzwi szafy lekko się poruszyły. Poniosłem kącik ust w minimalnym uśmiechu. Ona tam była. Uspokoiłem się, że jej nie znajdą i spojrzałem na mężczyzn.
  - Okej... - opuściłem pistolet.

Rose.

Siedziałam w szafie i dzwoniłam na policję. Musiałam mówić ciszej niż kiedykolwiek. Kiedy mi się już udało zaszyłam się głębiej w ubrania i nawet nie oddychałam. 
Usłyszałam uderzenie pistoletu o ziemię. 
  - Grzeczny chłopiec - zaśmiał się jeden.

Kendall.

Pierwszy uśmiechnął się wrednie i uderzył mnie z całej siły w brzuch. Zgiąłem się w pół pokaszlując. Świat zawirował mi przed oczami. 
  - Nie będziesz się do mnie zwracał od idiotów, gnojku! - kopnął mnie tak mocno, że upadłem na ziemię.
Kolejne uderzenia w brzuch i twarz były coraz bardziej bolesne. Nie myślałem jednak o bólu, myślałem, żeby te szczury nie zrobili nic Rose. W pewnym momencie pod wpływem kopnięcia w brzuch przez przywódcę z moich ust wypłynęła krew. 
Uderzenia ustały, ale ból za nic w świecie. Nie myślałem jednak długo o bólu, myślałem, żeby tylko nie znaleźli Rose. Leżąc jednak na tej podłodze czułem się jak mięczak. Nie spodziewałem się, że na mnie napadną. Liczyłem, że postraszą mnie i pójdą. No to się pomyliłem...
  - A, jeszcze jedno, Schmidt - zawrócił się do mnie przywódca.
Podniosłem się trochę na rękach, ale cały drżałem. Z moich ust nadal kapała krew i pokaszliwałem.
  - Przekaż swojemu kumplowi, że ma czas do soboty do godziny dziesiątej w nocy.
  - J-Jak to do soboty...?! Miało być do niedzieli...! - krztusiłem się krwią.
  - Widząc, co kombinujecie ty i Pena to dostajecie karę - powiedział jeden. - Czas wrócić się do podstawówki! Niegrzeczni chłopcy idą do kąta odpokutować! - zaśmiał się.
Drzwi na nimi się zamknęły, a raczej trzasnęły. Z szafy wyszła Rose próbując złapać oddech. Nie widziałem jej, nic nie widziałem. Kolory mi się rozmywały, a świat wirował.
  - Boże, Kendall! - uklęknęła przy mnie. - Co te potwory ci zrobiły?
  - To nic, serio... - odpowiedziałem udając odważnego.
  - Poczekaj... - wstała i wyjrzała przez okno. - Odjechali... Chodź, zajmę się tobą...
Delikatnie podniosła mnie, a ja się jej lekko wyrwałem.
  - Rose, zostaw...
  - Przecież ty krwawisz...! - mówiła cały czas z wielką troską i niepokojem.
Usiadłem na kanapie ostrożnie i próbowałem normalnie oddychać. Rose usiadła koło mnie z apteczką w ręce.
  - Mamy czas do soboty... - powiedziałem, kiedy ona obmywała krew z mojej twarzy.
  - Co?! Jak to?! - przerwała wycieranie.
  - Powiedzieli, że za dużo kombinujemy z Carlosem...
  - Co za idioci...! - uniosła się. - Zdążycie...?
  - Nie wiem... - wytarłem kciukiem krew cieknącą z kącika ust. - Ale wiem, że jeśli komukolwiek się coś stanie, a przede wszystkim tobie... - przerwałem i oblizałem kciuk z kroplą krwi. - ...zniszczę go...
Jej wzrok utkwił w moich oczach.
  - Kocham cię, pamiętaj... - chwyciłem jej rękę.
  - Ja ciebie też, Kendall... - przytuliła mnie.
________________________________________________
Co do komentarzy: niedługo pojawią się perspektywy Logana i Jamesa : )

Ten rozdział dedykuję Kate (Rose) : *
Żebyś dostała wenę, żeby tak przepłynęła ze mnie na ciebie : D 


PROSZĘ O KOMENTARZE!

7 komentarzy:

  1. Robi sie coraz bardziej niebezpiecznie... oby wszystko było już dobrze... super rozdział i czekam nn :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział! Ejj, dlaczego oni go pobili? :O I skrócili czas :/ Nie dobrze, nie dobrze. Świetny rozdział i nie umiem isę doczekać tych perspektyw. czekam na NN.

    OdpowiedzUsuń
  3. coraz bardziej niebezpiecznie, trochę się o nich boję. Co to się narobiło. Mam nadzieję, że Carlos zdąży z pieniędzmi do soboty, nie chcę żeby komuś stała się krzywda.. Czekam na nowości!

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział . Szczerze to momentami aż włosy mi się jeży na skórze. Mam nadzieję, ze wszystko się ułoży . Czekam z niecierpliwością na nn . ;*
    Paaati . *.*

    OdpowiedzUsuń