Kendall.
Ja i Rose siedzieliśmy przy oknie, ale będąc niezauważalnymi. Objąłem ją ramieniem chcąc, żeby poczuła się bezpiecznie.
- Czego oni od nas chcą? - zapytała cicho drżącym głosem.
- Nic takiego. Sprawdzają nas - odpowiedziałem. - Nie bój się, jestem tutaj.
Wtedy ona wtuliła się w mój tors. Pogłaskałem ją po głowie i pocałowałem w czoło. Nagle usłyszałem trzaśnięcie drzwi samochodu. Po moich plecach przeszedł dreszcz.
"Cholera..." - przekląłem w myślach.
Wyglądnąłem delikatnie przez okno. Trzech mężczyzn w czarnych, skórzanych kurtkach wysiadło z samochodu. Zaczęli iść w kierunku naszego domu.
"Musieli widzieć, jak rozmawiałem z Carlosem..."
Puściłem Rose i ruszyłem do przedpokoju.
- Kendall...! Nie...! - wołała mnie szeptem.
- Spokojnie, nic mi nie będzie...! - odpowiedziałem ciszej.
Stanąłem przy drzwiach, a z kieszeni kurtki wyciągnąłem dyskretnie pistolet. Czekałem, aż drzwi się otworzą, a kula trafi w jednego z towarzyszy gangu. Serce biło mi jak młotem.
"Jeżeli przejdą przeze mnie, to Rose będzie w niebezpieczeństwie...!"
Chwyciłem mocno pistolet i wziąłem głęboki oddech. Gałka u drzwi powoli zaczęła się przekręcać. Szybko przeładowałem broń i czekałem.
Już.
Drzwi się gwałtownie otworzyły.
Przede mną teraz stało trzech facetów.
Jeden z przodu miał pistolet wycelowany prosto w czoło.
Dwóch po bokach wymierzyło w moją twarz dwa pistolety.
Wiedziałem, że to już koniec.
- Odłóż tą zabawkę, bo sobie zrobisz krzywdę, Schmidt - uśmiechnął się zadziornie pierwszy.
- Gdybyś był sam to nie uśmiechałbyś się jak idiota - warknąłem dalej celując bronią.
- Albo opuścisz broń, albo w tym domu nie będzie miał kto płacić czynszu - ostrzegł drugi.
Kątek oka spojrzałem do salonu. Nigdzie nie było Rose. Drzwi szafy lekko się poruszyły. Poniosłem kącik ust w minimalnym uśmiechu. Ona tam była. Uspokoiłem się, że jej nie znajdą i spojrzałem na mężczyzn.
- Okej... - opuściłem pistolet.
- Czego oni od nas chcą? - zapytała cicho drżącym głosem.
- Nic takiego. Sprawdzają nas - odpowiedziałem. - Nie bój się, jestem tutaj.
Wtedy ona wtuliła się w mój tors. Pogłaskałem ją po głowie i pocałowałem w czoło. Nagle usłyszałem trzaśnięcie drzwi samochodu. Po moich plecach przeszedł dreszcz.
"Cholera..." - przekląłem w myślach.
Wyglądnąłem delikatnie przez okno. Trzech mężczyzn w czarnych, skórzanych kurtkach wysiadło z samochodu. Zaczęli iść w kierunku naszego domu.
"Musieli widzieć, jak rozmawiałem z Carlosem..."
Puściłem Rose i ruszyłem do przedpokoju.
- Kendall...! Nie...! - wołała mnie szeptem.
- Spokojnie, nic mi nie będzie...! - odpowiedziałem ciszej.
Stanąłem przy drzwiach, a z kieszeni kurtki wyciągnąłem dyskretnie pistolet. Czekałem, aż drzwi się otworzą, a kula trafi w jednego z towarzyszy gangu. Serce biło mi jak młotem.
"Jeżeli przejdą przeze mnie, to Rose będzie w niebezpieczeństwie...!"
Chwyciłem mocno pistolet i wziąłem głęboki oddech. Gałka u drzwi powoli zaczęła się przekręcać. Szybko przeładowałem broń i czekałem.
Już.
Drzwi się gwałtownie otworzyły.
Przede mną teraz stało trzech facetów.
Jeden z przodu miał pistolet wycelowany prosto w czoło.
Dwóch po bokach wymierzyło w moją twarz dwa pistolety.
Wiedziałem, że to już koniec.
- Odłóż tą zabawkę, bo sobie zrobisz krzywdę, Schmidt - uśmiechnął się zadziornie pierwszy.
- Gdybyś był sam to nie uśmiechałbyś się jak idiota - warknąłem dalej celując bronią.
- Albo opuścisz broń, albo w tym domu nie będzie miał kto płacić czynszu - ostrzegł drugi.
Kątek oka spojrzałem do salonu. Nigdzie nie było Rose. Drzwi szafy lekko się poruszyły. Poniosłem kącik ust w minimalnym uśmiechu. Ona tam była. Uspokoiłem się, że jej nie znajdą i spojrzałem na mężczyzn.
- Okej... - opuściłem pistolet.
Rose.
Siedziałam w szafie i dzwoniłam na policję. Musiałam mówić ciszej niż kiedykolwiek. Kiedy mi się już udało zaszyłam się głębiej w ubrania i nawet nie oddychałam.
Usłyszałam uderzenie pistoletu o ziemię.
- Grzeczny chłopiec - zaśmiał się jeden.
Kendall.
Pierwszy uśmiechnął się wrednie i uderzył mnie z całej siły w brzuch. Zgiąłem się w pół pokaszlując. Świat zawirował mi przed oczami.
- Nie będziesz się do mnie zwracał od idiotów, gnojku! - kopnął mnie tak mocno, że upadłem na ziemię.
Kolejne uderzenia w brzuch i twarz były coraz bardziej bolesne. Nie myślałem jednak o bólu, myślałem, żeby te szczury nie zrobili nic Rose. W pewnym momencie pod wpływem kopnięcia w brzuch przez przywódcę z moich ust wypłynęła krew.
Uderzenia ustały, ale ból za nic w świecie. Nie myślałem jednak długo o bólu, myślałem, żeby tylko nie znaleźli Rose. Leżąc jednak na tej podłodze czułem się jak mięczak. Nie spodziewałem się, że na mnie napadną. Liczyłem, że postraszą mnie i pójdą. No to się pomyliłem...
- A, jeszcze jedno, Schmidt - zawrócił się do mnie przywódca.
Podniosłem się trochę na rękach, ale cały drżałem. Z moich ust nadal kapała krew i pokaszliwałem.
- Przekaż swojemu kumplowi, że ma czas do soboty do godziny dziesiątej w nocy.
- J-Jak to do soboty...?! Miało być do niedzieli...! - krztusiłem się krwią.
- Widząc, co kombinujecie ty i Pena to dostajecie karę - powiedział jeden. - Czas wrócić się do podstawówki! Niegrzeczni chłopcy idą do kąta odpokutować! - zaśmiał się.
Drzwi na nimi się zamknęły, a raczej trzasnęły. Z szafy wyszła Rose próbując złapać oddech. Nie widziałem jej, nic nie widziałem. Kolory mi się rozmywały, a świat wirował.
- Boże, Kendall! - uklęknęła przy mnie. - Co te potwory ci zrobiły?
- To nic, serio... - odpowiedziałem udając odważnego.
- Poczekaj... - wstała i wyjrzała przez okno. - Odjechali... Chodź, zajmę się tobą...
Delikatnie podniosła mnie, a ja się jej lekko wyrwałem.
- Rose, zostaw...
- Przecież ty krwawisz...! - mówiła cały czas z wielką troską i niepokojem.
Usiadłem na kanapie ostrożnie i próbowałem normalnie oddychać. Rose usiadła koło mnie z apteczką w ręce.
- Mamy czas do soboty... - powiedziałem, kiedy ona obmywała krew z mojej twarzy.
- Co?! Jak to?! - przerwała wycieranie.
- Powiedzieli, że za dużo kombinujemy z Carlosem...
- Co za idioci...! - uniosła się. - Zdążycie...?
- Nie wiem... - wytarłem kciukiem krew cieknącą z kącika ust. - Ale wiem, że jeśli komukolwiek się coś stanie, a przede wszystkim tobie... - przerwałem i oblizałem kciuk z kroplą krwi. - ...zniszczę go...
Jej wzrok utkwił w moich oczach.
- Kocham cię, pamiętaj... - chwyciłem jej rękę.
- Ja ciebie też, Kendall... - przytuliła mnie.
________________________________________________
Co do komentarzy: niedługo pojawią się perspektywy Logana i Jamesa : )
Ten rozdział dedykuję Kate (Rose) : *
- A, jeszcze jedno, Schmidt - zawrócił się do mnie przywódca.
Podniosłem się trochę na rękach, ale cały drżałem. Z moich ust nadal kapała krew i pokaszliwałem.
- Przekaż swojemu kumplowi, że ma czas do soboty do godziny dziesiątej w nocy.
- J-Jak to do soboty...?! Miało być do niedzieli...! - krztusiłem się krwią.
- Widząc, co kombinujecie ty i Pena to dostajecie karę - powiedział jeden. - Czas wrócić się do podstawówki! Niegrzeczni chłopcy idą do kąta odpokutować! - zaśmiał się.
Drzwi na nimi się zamknęły, a raczej trzasnęły. Z szafy wyszła Rose próbując złapać oddech. Nie widziałem jej, nic nie widziałem. Kolory mi się rozmywały, a świat wirował.
- Boże, Kendall! - uklęknęła przy mnie. - Co te potwory ci zrobiły?
- To nic, serio... - odpowiedziałem udając odważnego.
- Poczekaj... - wstała i wyjrzała przez okno. - Odjechali... Chodź, zajmę się tobą...
Delikatnie podniosła mnie, a ja się jej lekko wyrwałem.
- Rose, zostaw...
- Przecież ty krwawisz...! - mówiła cały czas z wielką troską i niepokojem.
Usiadłem na kanapie ostrożnie i próbowałem normalnie oddychać. Rose usiadła koło mnie z apteczką w ręce.
- Mamy czas do soboty... - powiedziałem, kiedy ona obmywała krew z mojej twarzy.
- Co?! Jak to?! - przerwała wycieranie.
- Powiedzieli, że za dużo kombinujemy z Carlosem...
- Co za idioci...! - uniosła się. - Zdążycie...?
- Nie wiem... - wytarłem kciukiem krew cieknącą z kącika ust. - Ale wiem, że jeśli komukolwiek się coś stanie, a przede wszystkim tobie... - przerwałem i oblizałem kciuk z kroplą krwi. - ...zniszczę go...
Jej wzrok utkwił w moich oczach.
- Kocham cię, pamiętaj... - chwyciłem jej rękę.
- Ja ciebie też, Kendall... - przytuliła mnie.
________________________________________________
Co do komentarzy: niedługo pojawią się perspektywy Logana i Jamesa : )
Robi sie coraz bardziej niebezpiecznie... oby wszystko było już dobrze... super rozdział i czekam nn :)
OdpowiedzUsuńdziękuję ♥
OdpowiedzUsuńto ja Kate jakby co ♥
Usuńoj no wiem ♥
Usuńnie ma za co ♥
Świetny rozdział! Ejj, dlaczego oni go pobili? :O I skrócili czas :/ Nie dobrze, nie dobrze. Świetny rozdział i nie umiem isę doczekać tych perspektyw. czekam na NN.
OdpowiedzUsuńcoraz bardziej niebezpiecznie, trochę się o nich boję. Co to się narobiło. Mam nadzieję, że Carlos zdąży z pieniędzmi do soboty, nie chcę żeby komuś stała się krzywda.. Czekam na nowości!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział . Szczerze to momentami aż włosy mi się jeży na skórze. Mam nadzieję, ze wszystko się ułoży . Czekam z niecierpliwością na nn . ;*
OdpowiedzUsuńPaaati . *.*