Emily.
- Co się stało? - zapytałam, gdy Carlos przekroczył próg domu.
Ledwo stał na nogach, był blady i zmęczony.
- Eliot... - powiedział idąc usiąć na kanapie.
Nie dokończył, bo nagle w połowie drogi upadł na ziemię.
- Carlos! - podbiegłam do niego i uklękłam przy nim.
Potrząsnęłam nim, ale on nie reagował. Pobiegłam do kuchni po szklankę wody. Zanużyłam palce w niej i pochlapałam chłopaka. Nic to jednak nie dało. Z ogromną trudnością podniosłam go i zataszczyłam na sofę. To nie było takie łatwe. Powiedziałabym nawet, że graniczyło z cudem. Znowu ochlapałam go wodą, ale nic to nie dało. Czekałam do godziny szóstej nad ranem. Carlos dalej nie dawał znaków życia. Sięgnęłam po telefon.
- Grace? Potrzebuję pomocy!
[ 10 minut później ]
- Musi się sam otrząsnąć. Jest przemęczony... - poradziła Grace.
- Czyli nic mu nie jest...? - nie dawałam spokoju.
- Nie, uspokój się... - położyła mi rękę na ramieniu. - Mówił coś jak przyszedł?
- Taa... Coś o Eliocie... Ale nie dokończył...
- Ahh... Czekaj, zdejmijmy mu kurtkę...
Zdjęłyśmy mu jego skórzaną, czarną kurtkę i odwiesiłam na wieszak.
Usiadłam na parapecie i patrzyłam niespokojnie w przestrzeń.
- Boisz się...? - zlękłam się głosu przyjaciółki.
- Nawet nie wiesz jak bardzo... - moje ręce się zatrzęsły.
Nie wiedziałam, czego jeszcze się mogę spodziewać w tym tygodniu...
[ 2 godziny później ]
Carlos nadal był nieprzytomny. Grace pojechała do domu. Zaleciła poprostu czekać. Nagle okazało się, że chłopak ma gorączkę. Siedziałam przy nim i na głowę kładłam mu mokry ręcznik. Martwiłam się o niego. Jakby tego było mało nagle zadzwonił telefon Carlosa
- H-Halo...? - bałam się cokolwiek powiedzieć.
- Jest kasa? - zapytał ktoś stanowczo i bez owijania w bawełne.
- J-Ja nie... - jąkałam się. - N-Nie wiem... Ch-Chyba tak...
- Kimkolwiek jesteś, masz mnie natychmiast połączyć z Peną.
Spojrzałam za siebie na chłopaka nieprzytomnego i w gorączce.
- On-On teraz nie może... - bałam się.
- Gówno mnie to obchodzi, laska! Chce gadać z Peną i kropka!
- To sobie nie pogadasz! - nie mam zielonego pojęcia skąd we mnie się wziął ten głos.
Połączenie się urwało. Zadrżałam i przełknęłam ślinę. Chyba przesadziłam..
Rose.
[ 8 godzin później ]
Było późne popołudnie. Kendall wziął sobie wolne w sklepie, bo nie chciał się pokazywać cały poobijany.
- Myślisz, że Carlos nie potrzebuje pomocy? - zapytałam go niosąc mu herbatę.
- Nie, myślę, że nie. Był wczoraj umówiony z Eliotem i taki innym gościem. Dali mu te resztę kasy i dzisiaj ją przyniesie. Nie masz się o co martwić.
Po kilku minutach zadzwonił telefon. To był nie kto inny jak Emily.
- Nareszcie się odezwałaś! Nie odbierałaś ode mnie!
- Przepraszam, ale Carlos w nocy zemdlał i teraz ma gorączkę.
- Pieniądze! Zapytaj o pieniądze! - wtrącał się Kendall.
- A co z kasą? - zapytałam za prośbą chłopaka.
- Ja nie wiem... Nie zdążył nic powiedzieć...
- I co teraz?
- Co?! Co?! Jak to nie wie?! - zerwał się Kendall.
- Jezu, człowieku! Zemdlał i nic nie wiadomo! Uspokój się!
Kendall się zmieszał i podrapał po głowie.
- Wybacz... Ale jak tylko się obudzi to zapytaj... - nie dokończył.
- Tak, wiem! - krzyknęłam na niego.
Chłopak wrócił na kanapę z podkulonym ogonem.
- Odzywaj się, gdyby coś się działo, Em - powiedziałam z troską.
- Jasne, ty też - odpowiedziała i obie się rozłączyłyśmy.
Postanowiłam iść do łazienki. Na stoliku w korytarzu leżał pistolet Kendalla.
- Kendall, co on tu robi? - chwyciłam go dwoma palcami z obrzydzeniem.
- Aaa... Zapomniałem o nim...
- Mam nadzieję, że nie będzie ci już potrzebny - i postawiłam go tam, gdzie był.
Zamknęłam drzwi łazienki i spojrzałam w lustro. Patrzą tak przez chwilę miałam ochotę zniknąć i nie wrócić. Chciałam się wybudzić z tego koszmaru. Rozpuściłam włosy i rozczochrałam je ze złości. W tym momencie znowu poczułam do siebie nienawiść.
Kiedy byłam małą dziewczynką, mówiłam, że będę księżniczką, piosenkarką, tancerką, aktorką, modelką... Dosłownie wierzyłam w to...
Później zauważałam w sobie tylko beztalencie, sierotę, zwykłą, szarą myszkę... Nienawidziłam samej siebie... Nie widziałam w sobie totalnie nic pięknego...
W końcu znacznie później spotkałam Emily, potem Kendalla, Sandrę, Jamesa, Grace i Logana. Oni pokazali mi, że najpiękniejsze w człowieku jest serce i osobowość. Przekonali mnie do patrzenia na świat przez różowe okulary. Dziękowałam Bogu za ich istanienie każdego dnia... a tego nie robię na codzień...
Otrząsnęłam się i przemyłam twarz lodowatą wodą. Spojrzałam na siebie ponownie i było mi już lepiej. Spięłam włosy w niesforny koczek i znowu przemyłam twarz lodowatą wodą. Kolejny raz spojrzałam na swoje odbicie w brudnym lustrze.
Trzask!
Łup!
Krzyki!
Wołania!
Kendall.
Drzwi wejściowe ktoś wyważył i wpadł do środka. Stanąłem na nogi. To był znowu jakiś gangster. Wtargnął do domu. Miał pistolet w dłoni. Przełknąłem ślinę. Byłem bezbronny.
- Witam ponownie, Schmidt - przywitał się sarkastycznie jeden.
- Czego znowu chcesz?
- Dzwoniłem do twojego koleszki, ale odebrała jakaś mała żmija i się postawiła - powiedział śmiejąc się.
"Emily..."
- Nie będziesz jej wyzywał, gnojku... - rzuciłem się na niego.
On bez problemu odwinął się i wymierzył mi cios w brzuch. Upadłem i zakręciło mi się w głowie. Znowu poczułem się jak dziewczyna.
- Twoja laska to też taka suka? Jest tutaj? - zaśmiał się i pociągnął mnie za włosy podnosząc równocześnie z podłogi.
- Ty sukinsynu... - syknąłem i podciąłem mu nogi swoją nogą.
Facet przewrócił się i uderzył głową o podłogę.
- Niezłe podcięcie. A tak w ogóle to jestem Gus, Gus Carr, asystent kierownika - zaśmiał się i wyciągnął do mnie rękę, ale ja stałem w miejscu.
Naplułem mu na nią.
- Świetnie ze sobą pasujecie z tą dziwką - wytarł dłoń w spodnie.
"Już po tobie, gnoju...! Żryj to...!"
Ścisnąłem dłoń w pięść za plecami i w odpowiednim momencie rzuciłem się na niego. Uderzyłem go parę razy w szczękę, ale zaraz szybko mi oddał.
- Myślałem, że chociaż ty jesteś równy gość - obtarł krew z ust.
Sięgnął po coś do kieszeni spodni. Wyciągnął pistolet.
Serce podeszło mi do gardła.
- Najpierw poczujesz kulkę ty, a potem znajdziemy twoją małą księżniczkę - znowu się uśmiechnął.
Wymierzył bronią w moją głowę.
To był koniec.
"Żeby tylko Rose się nic nie stało..." - czułem jak coś mnie ściska w gardle.
Spojrzałem mu w oczy chcąc pokazać, że się nie boję.
Jestem facetem, nie dziewczynką.
Z bijącym sercem czekałem na śmierć.
Strzał.
Spiąłem mięśnie.
Nic nie nastąpiło.
- Cholera, nie trafiłam...! - szepnął ktoś.
- Kto to?! - zaczał się rozglądać.
- Ja - odezwał się dobrze znany mi głos w korytarzu.
Przeszły mi ciarki po plecach.
Nie mogłem uwierzyć.
- T-Ty?! Ta suka?!
- Dla ciebie jestem Rosalinda Gonzales, szczylu.
Wytrzeszczyłem oczy nie wierząc, że to Rose.
Z tym pistoletem w rękach wyglądała jak nie ona.
- Rose! Co ty robisz! Uciekaj! - krzyczałem.
- Dotknij Kendalla, a pożałujesz! - dała mu warunek.
- Nie strzelisz. Widzę jak ci się ręka trzęsie. Boisz się. Jesteś słaba. Nie masz odwagi - próbował ją przestraszyć.
- Nawet nie znałeś mojego imienia. Nagle wiesz jaka jestem...? Jesteś żałosny... - powiedziała stanowczo i wymierzyła w jego pierś. - To za Emily!
Strzał!
- To za Kendalla!
Strzał!
- To za Carlosa!
Strzał!
- To za wszystkich!
Strzał!
Gus leżał na ziemi. Pod nim była wielka kałuża krwi. Jednak jeszcze żył.
- A to za mnie!
Potrójny strzał!
Jego głowa opadła, a oczy zamknęły. Płynęła do mnie strugą ciemna krew. Odsunąłem się.
Rose jakby wybudziła się z koszmaru. Zaczęła szybko oddychać i patrzeć to na broń w swoim ręku, to na swoją ofiarę.
Broń upadła na ziemię okropnym trzaskiem. Dziewczyna chwyciła się za głowę i upadła na kolana. W oczach miała łzy.
- Rose! - pobiegłem do niej i przytuliłem. - Już po wszystkim... Byłaś bardzo odważna...
- J-Ja... zabiłam człowieka... Kendall... Ja zabiłam człowieka... - łamał jej się głos.
Cała się trzęsła. Przytuliłem ją mocniej odwracając jej wzrok od zwłok Gusa i pogłaskałem po głowie.
- Uratowałaś mi życie... Jestem ci dozgonnie wdzięczny... - chwyciłem jej twarz w głonie i otarłem łzy z policzka. - Kocham cię...
Ona zamknęła oczy i poleciały kolejne strugi łez.
Nie mogąc dłużej patrzeć jak płacze przytuliłem ją.
_____________________
Jak na razie to był najbardziej (jak dla mnie) emocjonalny rozdział...
Wszystko zasługa mojej przyjaciółki (w opowiadaniu i w realu), która wpadła na ten pomysł : D
Gdyby nie ty to zamiast tego napisała bym "[ 13 godzin później ]" ; )
Podziękowania i brawa dla Kate (Rose) : D
Bardzo emocjonujący rozdział o.O
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny!
~Ania. (@ilypena)
FUCK, nie mogę się otrząsnąć..
OdpowiedzUsuńCholera.. przez to nawet nie mam ochoty cytować Niekrytego..
Wiedziałam, że napiszesz to tak jak sobie wyobrażałam..
Ile emocji czekam na nn :)
OdpowiedzUsuńO rany, nie wierzę o.O Takie emocje... Carlos! Co z Carlosem!? Oby wybudził się jak najszybciej.
OdpowiedzUsuńRany boskie, Rose, byłaś tak niesamowicie dzielna. Uratowałaś Kendallowi życie *___*
Czekaaam
Świetny rozdział! emocje i w ogóle nie do opisania. Ona go uratowała :O Niech on isę obudzi jak najszybciej! Musi zebrać te pieniądze! bo on zdąży je zebrać, prawda? :O
OdpowiedzUsuńBloga odkryłam dopiero dzisiaj i wszystkie rozdziały przeczytałam w kilkanaście minut co nie zawsze się zdarza . Historia jest świetnie opisana i oryginalna. Jeszcze nigdy nie widziałam takiego bloga. Czekam na następne rozdziały z niecierpliwością
OdpowiedzUsuńFantastyczny rozdział . ! <3
OdpowiedzUsuńGdy to czytałam to aż się chwilami bałam . No normalnie co za emocje . !
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział . ;*
Paaati . *.*
Dopiero co zaczęłam czytać twojego bloga a już się zakochałam *.* Dziewczyno jak ty doskonale piszesz *.* A co do rozdziału to WOW o.O Rose zabiła człowieka? o.O Wow...Ale w przypływie emocji można wszystko zrobić :) Czekam nn :*
OdpowiedzUsuńPs. Mam nadzieję, że do mnie także wpadniesz, tylko że mam dużo blogów to wejdź sobie na moją ikonkę (powinnaś wiedzieć o co chodzi :) ) I tam pokażą ci się wszystkie moje blogi :)