wtorek, 23 lipca 2013

Rozdział 14 - Trzeba iść dalej...

[ Na następny dzień rankiem ]

Rose.

Siedziałam na skraju łóżka i patrzyłam, jak moja przyjaciółka śpi wtulona w poduszkę. Co jakiś czas zadrżała jej ręka. Całą noc ja i dziewczyny zmieniałyśmy się, żeby jej pilnować. Była tak roztrzęsiona i załamana. W końcu to była jej rodzina. Co było najgorsze...?
Że to była moja wina...
Gdybym go nie zabiła, to Carlos coś zdążyłby jeszcze wymyślić i uratowałby ich...
Wzięło mnie na odwagę...
Nie zdziwiłabym się, gdyby Carlos w życiu już się do mnie nie odezwał...
Nie dość, że skrzywdziłam jego, jego rodzinę to dodatkowo moją najlepszą przyjaciółkę...
Zbliżyłam się do niej i jej łzę, która płynęła leniwie po jej policzku. Lekko przekręciła głowę. Wstałam i podeszłam do okna. Patrzyłam, jak słońce ślimaczym tempem wschodzi zza horyzontu. Nastawał nowy dzień i teraz mogłam odważnie pomyśleć, że to nie będzie dobry dzień pełen nadziei... Coś się poruszyło, znowu i znowu. Odwróciłam głowę. Emily dalej leżała, ale się wierciła. 
  - Nie... Nie... Zostaw...! - mówiła przez sen.
  - Em...? - podeszłam do niej.
  - ...Co ja wam zrobiłam...?
  - Em...
  - Zostawcie mnie...! - kręciła głową we wszystkie strony.
Byłam już centralnie nad nią.
  - ...Nie! - krzyknęła na cały pokój i usiadła cała zlana potem i dyszała ze zmęczenia.
Oczy miała jak orbity, jednak miała je podkrążone od płaczu. 
  - Wszystko okej...? - zapytałam ją, a ona przerażona skoczyła na łóżku.
Ulżyło jej, jak spostrzegła, że to tylko ja. 
  - Rose... - przytuliła mnie i rozpłakała się ponownie.
Nic nie powiedziałam, wolałam milczeć. Do pokoju weszła zaniepokojona Sandra.
  - Stało się coś?
  - Nie, nic - powiedziałam.
Emily uspokoiła się trochę, ale tylko trochę.
  - Sandra, siądź z nią, a ja zrobię jej herbatę - zaproponowałam i wyszłam z pokoju.
W kuchni na krześle siedział James oparty o blat. Nie wyglądał najlepiej, ale na pewno lepiej niż ja... 
  - I jak z nią...? - zapytał.
  - Nie najlepiej... - sięgnęłam po kubek do szafki.
  - Czemu tak krzyczała?
  - Śniło jej się coś... I to nie był miły sen... Ktoś ją krzywdził... - nalałam esencji do kubka.
  - Dobrze, że to był tylko sen... 
  - No właśnie... - nasypałam dwie łyżeczki cukru.
  - Myślisz, że na tym się ten koszmar skończy?
  - Wiesz, James... Myślę, że na razie się najedli naszą porażką... - zalałam kubek wodą.
  - Obyś miała rację...
  - Zaraz, nie widzę nigdzie Carlosa... - zorientowałam się.
James przeciągnął się i przeczesał włosy rękoma.
  - Carlos pojechał na policję.
  - Sam?! - uderzyłam kubkiem o blat i trochę herbaty wylałam.
  - Oczywiście, że nie. Kendall i Grace są z nim. Przecież sam nie może prowadzić w takim stanie.
  - Aha, tak... Racja... Przepraszam... - zaczęłam wycierać rozlaną herbatę.
  - Nic się nie stało. Wszyscy jesteśmy zmęczeni i źli...

[ W tym samym czasie ]

Grace.

Przyjechałam z chłopakami pod komisariat. Tam pracowałam. Za psie grosze, ale pracowałam i robiłam to, co lubię. Mój tata w tym samym komisariacie pracował dobre pięć lat. Podeszłam do mojej koleżanki Natalie. 
  - Jest gdzieś mój tata? Mam sprawę - zwróciłam się do niej.
  - Nie widziałam go dawno dzisiaj... Czekaj. Ej, Felice - zwróciła się do innej koleżanki.
  - Co jest? 
  - Widziałaś ojca Grace?
  - Tak, ma ważną rozmowę z Głównym Komendantem Policji.
  - Okej, dzięki - i odeszłam w kierunku swojego biura.
Nie przesadzajmy... Miałam swoje biurko, tyle.
  - Co robisz? - zapytał Kendall.
  - Szukam w aktach tego typka... - włączyłam komputer i zaczęłam wpisywać jego imię. - Jak mu to było?
  - Gus Carr - odpowiedział Kendall.
Wpisałam i czekałam na całkowite przesłanie danych. 
  - Akta wykazały następujące rzeczy... - nie dokończyłam, bo Carlos spojrzał mi przez ramię i zaczął czytać.
  - Gus Carr, poszukiwany od ponad pół roku za brutalne torturowanie dziewczyn i szantaż... Aktywacja akt była jakiś miesiąc temu...
Znalazłam odesłanie do jakiegoś innego typka.
  - Kellan Jenkins... - przeczytałam i pojawiło się jego zdjęcie.
  - To on! To jego prawą ręką był Gus! To on jest przywódcą gangu!
  - Mówisz? - zapytałam.
  - Tak, pamiętam tą mordę, kiedy pierwszy raz go spotkałem... Kellan Jenkins, poszukiwany za brutalne tortury i mordowanie, najczęściej dziewczyn i szantaże... - jego ręka ścisnęła się w pięść. - Obecnie dokonał pięć zabójstw... 
  - Mamy go - pstryknęłam palcami. - Teraz tylko... go znaleźć... - straciłam pewność, że go znajdziemy.

***

Rose.


Zadzwonił telefon, James chwycił za komórkę.
  - Zaczekaj! Nie odbieraj! - rzuciłam.
  - To Kendall... 
  - Ah... - uspokoiłam się.
Odebrał i słuchał, co ma mu do powiedzenia.

James.

  - Kendall? I jak? 
  - No byliśmy na komisariacie. Wiedzą, kogo szukamy.
  - Skąd?
  - Powiedziałem nazwisko tego, co włamał się do nas tego wieczoru. On i jego ludzie są poszukiwani od ponad pół roku. 
  - Czyli od tego czasu, kiedy Carlos miał z nimi problemy...
  - Dokładnie. Powiedzieli, że chyba wiedzą, gdzie mają swoją bazę. Właśnie tam jedziemy. Niewykluczone, że trzeba będzie się bronić przed tymi szaleńcami...
  - Może dołączymy tam z Loganem? - zaproponowałem.
  - Nie. Wy opiekujcie się dziewczynami. To jest wasze zadanie...
  - A Grace?
  - O nią się nie martw. Jest wyszkolona. Jej na sto procent się nic nie stanie. Zapewnij o tym Logana. Nic jej nie będzie. 
  - Uważajcie... Macie broń przy sobie? 
  - Swoje zostawiliśmy, policja nam dała swoje.
  - Dobra, wszyscy na was czekamy. Powiedz Carlosowi, że Emily się obudziła i dobrze się czuje.
  - Okej, do zobaczenia.
Odłożyłem telefon, a Rose nadal stała z kubkiem w ręce przy blacie.

Rose.

  - Policja wie, gdzie są. Jadą tam.
  - Świetnie. Niech ich zapuszkują na wieczność - powiedziałam.
Stałam tak patrząc w kuchenne okno i nagle uświadomiłam sobie coś.
  - Czekaj, czyli nie obędzie się bez strzałów?!
  - Jeśli tam nadal będą... będą musieli puścić ogień... 
  - Przecież Kendallowi, Grace i Carlosowi się może coś stać! Dlaczego policja sama tego nie załatwi? - zdenerwowałam się i położyłam kubek na blacie.
  - Sami się zgłosili, a Grace to ma we krwi.
Chwyciłam się za głowę i zaczęłam chodzić po kuchni. 
  - Rose, uspokój się... Nic im nie będzie... - wstałem i podszedłem do niej.
  - Zawsze się tak mówi, a potem zadzwoni telefon, że im przykro, ale nastał okropny wypadek! - łzy leciały po moich policzkach, a serce ze zdenerwowania biło bardzo mocno.
James chwycił mnie za ramiona i spojrzał w oczy. Wbił mi swoje palce w ramiona, aż lekko westchnęłam. Miał niewyobrażalną siłę. Zawsze się go bałam, bo nigdy nie było wiadomo, co mu strzeli do głowy. Ciągle pamiętam, jak prawie uderzył Sandrę. 
  - Obiecuję ci, że wrócą cali i zdrowi.
Puścił mnie, gdy zobaczył, że się uspokoiłam. Otarłam łzy i wzięłam herbatę. Spuściłam głowę i ruszyłam do pokoju Em. Dziewczyna siedziała ze skulonymi kolanami pod głową i patrzyła w okno. Kiedy tylko weszłam, ona odwróciła głowę w moją stronę. 
  - Chcesz herbaty? - podałam jej kubek.
Ona pokiwała głową delikatnie i chwyciła za ucho kubka. Upiła trochę i odetchnęła opierając głowę o ścianę za sobą.
  - Taką herbatę to tylko ja robię, co nie? - chciałam załagodzić sytuację.
Emily nic nie odpowiedziała. Mój uśmiech zniknął z twarzy. Spojrzałam na Sandrę. 
  - Gdzie Carlos...? Jak on się czuje...? - zapytała.
W tym momencie przeżyłam dylemat. Nie mogłam jej o tym powiedzieć, że jedzie na starcie pomiędzy nim, a gangiem. Mimo, że mówiłyśmy sobie wszystko, tym razem musiałam skłamać.
  - Pojechał z Kendallem i Grace na policję... Zaraz wrócą... - powiedziałam.
Ona pokiwała głową i znowu upiła trochę herbaty. 
  - Jak się czujesz? - zapytała Sandra.
  - Straciłam prawdziwą i jedyną dla mnie rodzinę... Jak myślisz?
Spodziewałam się takiej odpowiedzi, ale Sandra chyba nie.
  - To nie jest jedyna twoja rodzina. Masz jeszcze swoją. Twoja rodzina miała rację, żebyś była z Danielem. Nie byłabyś w tej sytuacji jak teraz i nie mazgaiłabyś się tak jak teraz. Miałabyś wszystko, czego chcesz.
Tutaj Sandra totalnie przesadziła. Przewróciłam oczami i spojrzałam z nienawiścią na Sandrę. 
  - Tak? Skoro tak to może przejedź się tam do mojej "kochanej" rodzinki i niech cię adoptują! Podoba ci się Daniel? Niezłe ciacho, co? Lecisz na niego? Tak mi dobrze życzysz? Żyć pod kloszem do końca życia?! Już wolę gnić na wysypisku śmieci, niż żyć dłużej z moją szurniętą rodzinką i być rozwydrzoną dziewczynką!
Emily wstała z łóżka i wybiegła z pokoju trzaskając okropnie drzwiami. Schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam przeklinać pod nosem.
  - Potrzebne to było?! - zaczęłam krzyczeć na Sandrę.
  - Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało! - wstała.
  - Ale tak zabrzmiało i coś mi się nie wydaje, że nie miałaś innej intencji! - stanęłam do niej twarzą w twarz.
  - Przecież mnie znasz, wiesz, że mówię, co ślina mi na język przyniesie!
  - Tym razem mogłaś się powstrzymać i ugryźć w ten język! 
Także wyszłam z pokoju trzaskając drzwiami. Światło w łazience się świeciło.
  - Emily tam jest? - zapytałam.
  - Tak, wybiegła i zamknęła się - powiedział James wychodząc z kuchni.
Nacisnęłam na klamkę, ale było zamknięte od jej strony. Zawsze jak miała jakiś problem, albo była załamana to zamykała się... nie, obie tak robiłyśmy. Wiedziałam, co to oznacza... Chociaż nigdy tego nie robiła i obiecywała, że nigdy tego nie zrobi...
  - Emily! Nie rób niczego głupiego! - zaczęłam tłuc ręką po drzwiach.
Nie odpowiadała. Z pokoju wyszła Sandra.
  - Otwórz, Em!
  - Co się dzieje? - przyszedł Logan.
  - Sandra powiedziała o dwa słowa za dużo - powiedziałam w skrócie.
  - Normalne - przewrócił oczami Logan i machnął ręką w stronę Sandry.
  - Teraz już naprawdę przesadziła - dodałam.
Sandra oparła się o ścianę i założyła ręce.
  - No co? Może nie? - odwróciłam się do niej.
Ona tylko odwróciła głowę ode mnie.
  - Em, otwórz!
  - Otwórz, albo wyważę drzwi. To już jak wolisz - odezwał się James.
  - I siłą cię stamtąd wyniosę - dodał Logan.
Nagle drzwi do łazienki się otworzyły. Z niej wyszła zapłakana Emily. Przestała płakać, ale całą twarz miała jeszcze mokrą od łez.
  - Żyję - pokazała na siebie. - Nie cięłam się - pokazała ręce. - Nie brałam niczego - pokazała wnętrze łazienki. - Możecie poszukać jakiś dopalaczy, nic nie znajdziecie. Zadowoleni? Sandra powiedziała wszystko, co chciała, czy może ma coś jeszcze do dodania? 
Dziewczyna podbiła się od ściany i minęła Emily. Usiadła na kanapie.
Spojrzenie Emily nie zmieniało się. Czułam, że to jeszcze nie koniec.
  - A wy, nie musieliście mnie okłamywać - patrzyła na mnie i Jamesa.
Otworzyłam szeroko oczy.
  - Wszystko słyszałam, jak rozmawiałaś z Jamesem. Może jestem załamana i w depresji, ale nie jestem głucha...
Było mi strasznie wstyd. Właśnie takiego momentu chciałam uniknąć. Załapałam u niej minus. 

[ W tym samym czasie ]

Kendall.

Trzema radiowozami podjechały pod bazę gangu. Wysiedliśmy z jednego z nich i przez chwilę przyglądaliśmy się budynkowi. 
  - Idziemy - oznajmiła Grace.
Jej ojciec był zajęty ważną rozmową, więc to ona tutaj przejmowała dowodzenie.
Carlos ruszył przodem i nacisnął bez obaw na klamkę drzwi. Drzwi wejściowe były zamknięte. 
  - Dobra, poszukamy innego wejścia - Grace już zawracała.
Carlos mocnym kopniakiem w momencie otworzył drzwi. Ja i Carlos wyciągnęliśmy nasze pistolety i weszliśmy wszyscy do środka. Było ciemno i duszno. Okna były pozabijane belkami w wyniku czego w budynku było jak w grobowcu. Niektórzy zapalili latarki i zaczęliśmy rozglądać się dookoła. Nie było totalnie nic. Baza gangu była totalnie pusta. 
  - Nikogo nie ma... - powiedziała rozglądając się dalej Grace.
  - Czekaj, na pewno na coś natrafimy... - zapewniał Carlos.
  - Wątpię... Uciekli...
Zauważyłem drzwi do jednego z pokoi. Był zamknięty na kłódkę. Dało mi to do zrozumienia, że coś tam jest i to nic nieważnego...
Odsunąłem się od drzwi i strzeliłem w kłódkę, co spowodowało rozłożenie się jej na części pierwsze. Otworzyłem drzwi i uderzył mnie odór... Myślałem, że zaraz zemdleję. W pokoju na ziemi leżało pięć postaci... To była rodzina Carlosa...

[ 10 minut później ]

Emily.

Drzwi się otworzyły, a przez nie weszli Kendall i Grace. Oboje byli smutni i zawiedzeni. Myślałam już o najgorszym.
  - Gdzie Carlos...? - podeszłam do nich.
Nastała cisza. Nogi miałam jak z waty.
  - A, Carlos? W siedzi w samochodzie... - otrząsnął się Kendall.
Kamień spadł mi z serca.
  - I co? Mają ich? - dopytywałam.
Wszyscy zebrali się w salonie. Włącznie z Sandrą.
  - Znaleźliśmy bazę... - przedłużał.
  - No i? - niecierpliwiłam się.
  - Uciekli...
Przeklęłam w myślach i przeczesałam włosy palcami.
  - Za to znaleźliśmy... zwłoki rodziny Carlosa...
Zakryłam usta zdegustowana i zaczęłam chodzić po salonie.
Kendall podszedł do mnie.
  - Dorwiemy ich, słyszysz?
  - Tak... Muszą zapłacić...
  - I zapłacą... Już ja tego dopilnuję... - do salonu wszedł Carlos.
Spojrzałam w jego stronę i rzuciłam się w ramiona. 
  - Jak się czujesz? - zapytał.
  - Dobrze - odpowiedziałam, a Rose, James i Sandra spuścili głowy.
Nienawidziłam się kłócić i udawać obrażoną. Każdemu chciałam przebaczyć i chciałam, żeby było jak dawniej. Spojrzałam to na Carlosa, to na resztę.
  - Super się mną zajęli. Dzięki nim już mi lepiej - podeszłam do Jamesa.
Przytuliłam go, potem Rose i zatrzymałam się przed Sandrą.
  - Trochę przesadziłaś, ale znam cię nie od dzisiaj i wiem, że nie miałaś złych zamiarów... - powiedziałam i także ją przytuliłam. 
Logan stał biedny, sam, to jego też obdarzyłam uściskiem.
  - Wracajcie do domów... Poradzimy sobie, a wy odpocznijcie i wiecie... zajmijcie się sobą - uśmiechnęłam się lekko.
Wszyscy się pożegnali i wyszli. Grace jeszcze została. 
  - Będziemy ich szukać. Mamy takie technologie w dzisiejszych czasach, że spokojnie ich dorwiemy - uśmiechnęła się.
  - Dzięki Grace - podziękował Carlos.
Blondynka wyszła. Zostaliśmy tylko ja i Carlos... No i chodząca po salonie Lucy. Spojrzałam Carlosowi w oczy, nie uśmiechnęłam się, wręcz przeciwnie - rozpłakałam.
  - Już się bałam, że coś ci się stało... 
  - Proszę cię o jedno... - spojrzał mi w oczy. - Nie martw się więcej o mnie, Emily...
Pocałował mnie raz, potem drugi... Przeistaczało się to w niekończącą się rozkosz. Rozluźniłam się i powoli zapominałam o wczorajszym. Nie zorientowałam się, że nagle znalazłam się w sypialni. Carlos zdjął koszulkę i moim oczom ukazał się jego tatuaż. Tyle razy już go widziałam, nigdy nie miałam okazji zapytać się co on tak naprawdę oznacza.
  - Opowiedz mi o nim... - delikatnie dotknęłam palcem jego statuowanego boku.
  - O nim...? - wziął moją rękę i przyłożył całą moją dłoń do tatuażu. - Kendall zawsze mówił, że tatuaże odzwierciedlają nasze dusze i uczucia. To było przez poznaniem ciebie. Miałem wiele problemów i postanowiłem zlikwidować ten wewnętrzny ból bólem fizycznym. Bolało jak... - uniósł się, ale opadł. - Strasznie bolało... Po zrobieniu go Kendall powiedział, że wybrałem sobie najgorsze i najbardziej bolesne miejsce. 
Moim palcem pokazywał różne szczegóły na tatuażu.
  - To, to oznacza determinację, to ogień i wiatr, to duże finanse... których i tak nie mam... - westchnął. - To oznacza zdrowie, to spokój, a to... to... rodzinę i miłość... Jedno z nich straciłem... - głos mu się załamał.
Wstałam i przytuliłam go najmocniej jak potrafiłam. Potrzebował kogoś, kto go pocieszy.
  - Masz jeszcze miłość... Masz mnie... Będę za tobą szła w najciemniejszą ciemność, pamiętasz...?
  - Dziękuję, Emily... - szepnął i poczułam jego łzy na mojej bluzce.
  - Nie płacz... Jestem tutaj i kocham cię... - otarłam jego łzy.
On się lekko uśmiechnął i chwycił moją dłoń.

  - Nie dam nikomu cię skrzywdzić... Obiecuję...

________________________________________________
Czy Carlos dotrzyma obietnicy...?
Czy Carlos pomści swoją rodzinę...?
Znajdą Kellana i jego gang...?

To już niedługo!

Może lekko spóźniony, ale jest : D

JESTEŚ RUSHER?
PODPISZ PETYCJĘ!
http://www.petycjeonline.com/signatures/koncert_big_time_rush_w_polsce/start/0 POMÓŻ NAM SPEŁNIĆ MARZENIE!

PROSZĘ O KOMENTARZE!

8 komentarzy:

  1. no nareszcie <3 myślałam, że się nigdy nie doczekam <3 mam nadzieję, że jakiś pogrzeb zrobią jego rodzinie czy coś, wazoone ;o

    OdpowiedzUsuń
  2. nadal nie potrafię uwierzyć w to, że zamordowali rodzinę Carlosa. Cały czas w głębi duszy liczyłam na to, ze wszystko skończy się dobrze. Mam nadzieję, że Carlos pomści ich śmierć. I błagam, zeby Em nic się nie stało! Niech zamkną tych zapchlonych kretynów, najlepiej od razu zabić ich ... pozdrawiam @psychickiiid

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na nn. To jest naprawdę super biedna emily

    OdpowiedzUsuń
  4. Biedny Carlos :( Mam nadzieję, że Carlos ich pomści. I Żeby Emily nic się nie stało.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Życzę dużo weny!
    ~Ania. (@ilypena)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudny rozdział, cudny szablon, wszystko co piszesz jest świetne!
    Czekam na następny rozdział z niecierpliwością <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Zawsze mam łzy co do Carlosa i Emily...Kocham tą parę oraz wierzę, że dadzą sobie radę razem jak i z przyjaciółmi :) Rozdział jest Rewelacyjny :* Czekam nn :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja pierdole.. nadal nie umiem w to uwierzyć. To musi być dla niego straszne. A sam fakt, że to Carlos całkowicie mnie załamuje. Mam nadzieję, że ich znajdą i że nic nikomu z Chłopaków i ich dziewczyn się nie stało. Sandra naprawdę przesadziła. Biedny Carlos..

    OdpowiedzUsuń
  8. Pisz nastepny!!!!! Ten jest swietny tak jak wszystkie inne :3 /Alex

    OdpowiedzUsuń