sobota, 7 września 2013

Rozdział 21 - Gra się nie kończy...

Emily.

Szybko rozłączyłam rozmowę. 
Pytacie jakim cudem zadzwoniłam do Carlosa? Kellanowi przez przypadek się wyślizgnął telefon z kieszeni spodni, kiedy siedział na łóżku i rozmawiał ze mną... jeśli to można było nazwać rozmową... Krzyczał po mnie, że mam być z nim szczera i mam z nim rozmawiać. Najpierw zabija rodzinę Carlosa, porywa mnie, okalecza, a potem domaga się, żeby być szczera z nim?! Czy to jakiś żart?! 
Tak czy siak, rozłączyłam się tak szybko jak to było możliwe. 
Pytacie jak zadzwoniłam mając związane ręce? Od czego się ma nos? 
Dobra, już kontynuuję. Szybko zablokowałam telefon i cofnęłam się z krzesłem na swoje stałe miejsce. Oddychałam szybko, aż nagle do pokoju wpadł rozwścieczony Kellan. 
  - Rozmawiałaś z kimś.
  - Niby z kim? Widzisz tu jakiegoś chętnego rozmówcę? 
  - Nie pyskuj, bo zaraz znowu będziesz płakać - wyciągnął nóż i powoli z powrotem go wsadził.
Przełknęłam ślinę i zwróciłam wzrok ku oknu pozabijanemu belkami. Kellan szybko podszedł do łóżka i wziął telefon. Schował go do kieszeni. 
  - Ale była akcja, hahaha - zaśmiał się.
Spojrzałam na niego ze zmarszczonymi brwiami.
  - Pena wyszedł sobie z domu, a moi chłopcy zrobili tam lekką imprezkę - śmiał się jak nienormalny.
W dalszym ciągu nie rozumiałam.
  - Zdemolowali podobno dosłownie wszystko - pokiwał głową dalej się śmiejąc.
Znowu przełknęłam ślinę i przeszły mnie ciarki.
  - I popatrz no, co dostałem od chłopców! - wykrzyknął z kieszeni spodni plik banknotów. - Może nie jest to moje dziesięć tysięcy, ale wiesz... zawsze to PRAWIE dziesięć tysięcy - uśmiechnął się łobuzersko.
  "To te pieniądze...!" - pomyślałam.
Nagle w drzwiach pokoju pojawiła się dziewczyna. Była taka piękna... Omiotłam ją wzrokiem szybko. Na nadgarstkach miała czerwone ślady od sznura.
  - O, Amelia, witamy - podszedł do niej i namiętnie pocałował. - To jest Amelia, to o niej ci opowiadałem.
To była ta jego dziewczyna. Chyba nie była taka szczęśliwa, oceniam po tych śladach po sznurach.
  "Pewnie ja też będę miała takie..."
  - To ona... to ona tak wygląda?! - zdziwiła się.
  - A co? Zazdrosna? - zaśmiał się. - No wiesz, kto wie, kto wie... Może jeszcze dzisiaj w nocy...?
Spojrzał na mnie uwodzicielskim wzrokiem. Wiedziałam, co miał na myśli i nie miałam zamiaru nawet sobie tego wyobrażać. Już wolałam skoczyć z tego okna przywiązana do tego cholernego krzesła. Wolałam się zabić, niż być poniżona.
  - Nie o to chodzi! Wczoraj lub przedwczoraj był tutaj jakiś chłopak i szukał jej, pokazał mi zdjęcie i wmawiał mi, że tutaj jest... Nie wiedziałam, że to ona...
  - I ty mi o tym dopiero teraz mówisz?!
Nie wierzyłam w to, co słyszałam. Był tutaj, tak blisko, tak mało brakowało, wszystko było by już dobrze...
  - Nie wiedziałam... - broniła się.
  - Mam to w dupie! Masz mi wszystko mówić, zrozumiano?! - przycisnął ją do ściany trzymając za gardło.
  - Tak, tak, obiecuje...! - chciała się uwolnić.
  - Spadaj do pokoju i czekaj tam na mnie. Dostaniesz karę.
Ona tylko kiwnęła głową i wybiegła z pokoju.
Oddychałam szybko, to było niemożliwe... Był już tak blisko... To się mogło skończyć o wiele wcześniej...
  - Skąd on się tutaj wziął? - nachylił się nade mną i wyciągnął nóż.
  - J-Ja nie wiem...!
  - Gadaj ty szumowino! - przyłożył mi nóż do gardła.
  - Naprawdę nie wiem! - krzyknęłam mu w twarz.
Serce biło mi jak oszalałe. Patrzyłam mu w oczy i czekałam, aż się uspokoi.
Przyszedł do niego sms. Przełknęłam ślinę i patrzyłam jak wyciąga telefon z kieszeni. Spojrzał na wyświetlacz i zacisnął szczękę.
  "Cholera..."
To był sms z wiadomością ile i z kim rozmawiano. Jak na złość miał tą opcję włączoną.
  - Tak jak myślałem... - pokiwał głową i rzucił telefonem o ziemię.
Podszedł i uderzył mnie w twarz.
  - Coś mu powiedziała, gadaj! -chwycił mnie za włosy.
  - Naprawdę nic!
  - Nie byłabyś taka głupia, gadaj ty dziwko! - krzyczał mi w twarz dalej ciągnąc mocniej za moje włosy.
  - Nie nazywaj mnie...
  - Będę cię tak nazywał, bo jesteś moja i nie masz tutaj nic do gadania! - przerwał mi. - Przegięłaś, tym razem przegięłaś.
Podszedł do drzwi i zamknął je na klucz.
  - Teraz ci nie odpuszczę... Wam wszystkim... - podniósł telefon i zaczął do kogoś dzwonić.

Rose.

Dzień był strasznie pochmurny, smutny, bezsensu. Siedziałam na krześle w kuchni i wpatrywałam się w daleką przestrzeń. Na podwórkach nie było żywej duszy. Może wszyscy wyjechali...? No tak, zobaczyli, że tutaj nie ma przelewek i się wynieśli... Każdy by tak chyba zrobił... Żadnego odzewu od Carlosa, Grace nic nie znalazła, policja milczy... Życie nie było już takie jak dawniej... 
Kiedy byłam młodsza, kiedy miałam te wszystkie problemy itd... to Emily sprawiła, że się nie poddałam, stawiłam czoło problemom i kłopotom... To dla niej i dla Kendalla jeszcze żyłam... To oni utrzymywali mnie przy życiu... Dzięki nim nie skończyłam jeszcze w kostnicy... Pomogli mi się pozbierać i uwierzyć w siebie i swoją siłę... Bez Emily moje życie było pełne smutku, szarości, wiecznej depresji... Chciałam ją odnaleźć, już, teraz, natychmiast... Emily była dla mnie jak siostra, ciągle sobie to powtarzałyśmy, ciągle mówiłyśmy sobie, że nic nas nie rozdzieli... Wierzyłam, że gdzieś tam jest... Czeka... Cierpi, ale czeka... Czeka na ratunek... Łza znowu zakręciła mi się w oku, szybko ją wytarłam i dłonią przejechałam po niechlujnie spiętym kucyku. 
Kendall był w sypialni, ścielił łóżko. Gdyby nie on to dalej leżałabym w łóżku w poczochranych włosach i piżamie... A nie, przepraszam, gdyby i jego nie było to leżałabym już na orionie i walczyła o życie... Poprawka, nawet bym o nie nie walczyła... 
W pewnym momencie rozległ się wielki hałas, jakby roztrzaskane szkło. Skoczyłam z przerażenia, a w łuku kuchni pojawił się Kendall.
  - Rose, wszystko dobrze? - zapytał z troską.
  - Tak - pokiwałam głową. - Co to było?
  - Nie wiem... - zaczął ogarniać wzrokiem cały salon. - Cholera...
  - Co jest? - zeszłam z krzesła przerażona i wychyliłam się do salonu.
Kendall wziął do ręki ostrożnie pistolet z szafki i podszedł do okna. 
  - Ktoś wybił szybę... - powiedział i podniósł dość duży kamień z ziemi. 
Cofnęłam się do wejścia do salonu. Oparłam się o łuk wejściowy, zrobiło mi się słabo. Nagle ktoś wyłamał drzwi i zaczął krzyczeć. Było ich trzech. Najwyższy i najbardziej umięśniony chwycił mnie od tyłu za ręce, wygiął do tyłu i do głowy przystawił pistolet. Zaczęłam krzyczeć i trząść się. Kendall wymierzył w całą trójkę bronią.
  - Zostawcie ją! - rozkazał.
  - Najpierw ty odłóż broń - powiedział jeden. 
  - Już ja was znam, młotki - syknął Kendall.
  - Skoro tak... - facet przycisnął pistolet do głowy Rose.
  - Nie! Dobra... - powiedział. - Ale macie ją wypuścić, bo pożałujecie...
Pierwszy uśmiechnął się łobuzersko.
  - Okej, stoi - odpowiedział.
  - Nie, Kendall, kłamie! - krzyknęłam do niego.
Kendall podniósł wzrok na pierwszego - chudszego i drugiego - wyższego. 
  - Jeśli jej nie wypuścicie to rozwalę wam wszystkim głowy... - warknął.
  - Opuścisz tą broń? - zapytał chudy.
Westchnął i jeszcze raz popatrzył na każdego z osobna. Chciałam go powstrzymać, to nie mogło się dobrze skończyć. Kendall wypuścił broń z rąk, a ona upadła na podłogę. Rozległ się ogromny stuk. 
  - Grzeczny chłopiec... - zaśmiał się wyższy i kopnął pistolet pod ścianę. - A teraz wyjaśnijmy sobie coś... Masz pozdrowienia od Kellana...
Facet zacisnął pięść i uderzył z całej siły Kendalla w brzuch. Blondyn zaczął kaszleć i szybko oddychać.
  - Kendall! - chciałam się wyrwać z uścisku mięśniaka.
  - To cię bolało? Tego twardego i niebezpiecznego Schmidta takie coś boli? - zaśmiał się. - Nie wierzę, jestem w szoku! - śmiał się.
Facet chwycił Kendalla za ramiona i kopnął go z kolanka w klatkę piersiową. 
Kopnął raz.
Drugi.
Trzeci.
  - Nie! Zostaw go! - wyrywałam się i błagałam.
  - A to od całego gangu - dodał z uśmieszkiem.
Blondyn upadł na kolana kaszląc i plując krwią.
  - Chodźcie, idziemy - rozkazał wyższy. 
  - Który idiota to powiedział? - odwrócił się do współpracowników. - Zestarzeliście się, czy jak? Zabawa się rozkręca! Paul - kiwnął na wyższego gościa. - Idź już do samochodu.
Bałam się, co jeszcze zrobią. Kendall ledwo żywymi oczami patrzył na mnie ze smutkiem i żalem. Łzy napływały mi do oczu, gdy patrzyłam jak Kendall cierpi.
  - Nic nie powiesz, Schmidt? Co tam u twojego kumpla, Peny, huh? - zaśmiał się i kopnął go w brzuch.
Chłopak zwijał się z bólu.
  - Przestań! - krzyknęłam na całe gardło.
Mężczyzna powstrzymał się od kolejnego kopniaka i zwrócił się do mnie.
  - A no tak... Zapomniałem o tobie, słoneczko... - podszedł bliżej. - Jak się nazywasz, co? - uśmiechnął się łobuzersko.
Przerażona patrzyłam mu w oczy nie wiedząc co robić. Nie odpowiedziałam ani słowem. Bałam się.
  - Nie powiesz...? - przechylił głowę i wydął usta. - No cóż... Jakoś to przeżyję... - dotknął delikatnie kosmyku moich włosów, a potem policzka.
  - Nie waż się jej dotykać, dupku...! 
Wszyscy zwrócili wzrok na Kendalla. 
  - Jeszcze ci mało, Schmidt? - podszedł do niego. 
Podniósł jego głowę i uderzył za całej siły. Zaczęłam się mocniej wyrywać i krzyczeć błagając o przestanie. Po kilku uderzeniach przestał. Nachylił się nad blondynem i szepnął do niego:
  - Gra się jeszcze nie skończyła... Z poważaniem, ja - Nathan...
Gangster wciągnął powietrze nosem i odwrócił się od niego. 
  - Idziemy, Mike - rozkazał i pokazał palcem na drzwi. 
Mike schował pistolet i nie miał zamiaru mnie puścić. 
  - Ej! Zostaw mnie! - zaczęłam krzyczeć i wyrywać się. 
Kopałam, krzyczałam, wiłam się. 
  - Nie! Zostawcie ją! - widziałam tylko jak Kendall ledwo się czołgał do mnie.
  - Bierz ją, bierz, Mikey - machnął ręką Nathan.

Kendall.

  - Po moim trupie, sukinsynie...! - warknąłem i przeczołgałem się po pistolet leżący na ziemi. - Oddaj ją, albo zarobisz kulkę...! - wymierzyłem w nich. 
Oboje stanęli w miejscu. Nathan podniósł ręce na znak obrony. Rose liczyła na mnie. Nie mogłem jej zawieść... Nieugięty stałem na swoich własnych nogach pomimo bólu. Ratowałem moją dziewczynę. 
  - Puść ją - rozkazałem.
Mike przez chwilę się wahał, spojrzał na Nathana. On machnął ręką.
  - Bierz ją sobie, lepszy brak laski niż kulka od Schmidta w głowie - powiedział bezczelnie i wyszedł. 
Mięśniak westchnął i popchnął Rose na mnie. 
  - Jeszcze jedno, Schmidt - wrócił się jeszcze Nathan. - Jeszcze jeden krok do przodu... Tylko jeden, maleńki krok... A ta cała wasza banda pożałuje, że się urodziła...
Wyszedł.
Trzasnął drzwiami. 
Nastała cisza.
Rose spojrzała na mnie oczami pełnymi łez. 
  - Dlaczego nam się to przytrafia...? 
  - Nie wiem... Taki los... - powiedziałem i przytuliłem ją.
  - Co oni ci zrobili... - dotknęła dłonią mojego policzka.
  - Nie martw się, już wszystko dobrze... - uśmiechnąłem się.
Ona też odwzajemniła uśmiech, ale widziałem, że strasznie się martwi.
Zadzwonił telefon.
Ledwo zaszedłem do szafki nocnej i chwyciłem telefon.
  - To Carlos - powiadomiłem Rose.
Odebrałem. 
  - Kendall? - zapytał dość niespokojnym głosem.
  - Carlos! Co się dzieje? Znowu nas napadli! 
  - Cholera... Żyjecie?
  - Tak... Mnie trochę katowali, a Rose cała i zdrowa - powiedziałem to, a ona podeszła do mnie i przytuliła.
  - Strasznie mi przykro, stary... To znaczy, że wiedzą... - powiedział ciszej.
  - O czym wiedzą? - nie rozumiałem.
  - ...Emily się odezwała... 
  - Co?! Żartujesz?! - prawie biło mnie z nóg. - Jak?!
  - Dzwoniła z komórki Kellana. Pewnie się dowiedział i dlatego nasłał kolegów na was... 
  - To cudownie! To znaczy... Nie bardzo... - poprawiłem się.
Carlos westchnął, usłyszałem silnik samochodu i głos paru ludzi. 
  - Gdzie jesteś? - zapytałem.
  - Jadę z Jamesem i paroma policjantami na wskazane przez Emily miejsce. 
  - C-Co?! Macie adres?! - to przechodziło wszelkie pojęcie.
  - Tak, to znaczy tak jej się wydaje, że to ten... - odpowiedział niepewnie.
  - Dlaczego nic nie powiedziałeś?! Też chcę jechać!
  - Nie, już za mocno oberwałeś...
Przewróciłem oczami, nie mogłem się na to zgodzić.
  - Nie...! - zaprzeczyłem.
  - Przepraszam cię, stary, ale nie mogę... 
  - Jesteśmy przyjaciółmi, czy nie? Ja i chłopcy obiecaliśmy ci pomóc, prawda? - nie rozumiałem go.
  - Wiem, rozumiem, ale nie mogę was narażać...
  - Słuchaj, przeszliśmy przez to wszystko razem, zawsze byliśmy obok ciebie w tej sprawie i każdej innej też. Nie zmuszaj nas do siedzenia bezczynnie... Zgarniaj Logana i mnie i jedziemy im skopać tyłki!
Przez dłuższą chwilę nikt nic nie mówił, nikt nawet chyba nie drgnął.
  - ...Matt, jedziemy jeszcze po dwóch pasażerów! - powiadomił chyba jednego z policjantów James.
  "Dzięki, Maslow...!" - uśmiechnąłem się.
Rozłączyłem się. Rose nie dała za wygraną.
  - Nigdzie cię nie puszczę! A co jeśli ktoś cię zrani? A co jeśli nie przeży...
  - ...Rose, obiecuję ci, że nic mi nie będzie...
  - Ale... Też jestem w to wmieszana, chcę pomóc...
  - Nie, to zbyt niebezpieczne, nie przeżyję to tylko wtedy, gdy tobie się coś stanie... - chwyciłem ją za ręce.
  - Emily jest moją przyjaciółką i siostrą, której nigdy nie miałam... Chcę pomóc tak jak ty chcesz pomóc Carlosowi... 
Przez dłuższą chwilę patrzyłem jej w oczy i zastanawiałem się bardzo głęboko, czy się nie zgodzić. Miała prawo tam być, bo jest w tym wszystkim. Widziałem ją wtedy, kiedy z zimną krwią zabiła Gusa, prawą rękę Kellana. Widziałem, że ma odwagę i to nie małą.
  - ...Zbieraj się, będą tutaj za jakieś dziesięć minut - postanowiłem.
  - Naprawdę?! - ucieszyła się.
  - Masz prawo tam być, ale obiecaj mi coś... - zbliżyłem ją do siebie. - Będziesz uważać, jasne?
  - Przysięgam - pocałowała mnie w usta i uciekła.

Logan.

Zadzwonił do mnie Carlos. Mieli trop! Emily się odezwała. W pierwszej chwili nie mogłem w to uwierzyć. Carlos kazał mi się pozbierać.
  - Weź broń, wszystkie naboje jakie tylko masz. Jedziemy pozałatwiać parę spraw - powiedział.
Szybko pobiegłem po mój pistolet i naboje. Już ubierałem cienką, czarną kurtkę, gdy z sypialni wyłoniła się Grace.
  - Logan? Gdzie idziesz? 
  - Wiedzą gdzie jest Emily! Jedziemy na akcję - poprawiłem kołnierz kurtki. 
Grace wyciągnęła z komody w przedpokoju swój pistolet i zaczęła się ubierać.
  - Zaraz, co ty wyprawiasz...?
  - Chyba nie myślisz, że będziesz się bawił beze mnie - powiedziała.
Ja tylko pokręciłem z aprobatą głową i oboje wyszliśmy z domu. Przed nim stało już pięć radiowozów, a w jednym z nich siedzieli Carlos, James i Sandra.
  - No widzisz? Ty i Sandra sobie poplotkujecie, a ja i chłopcy się zajmiemy gangiem - powiedziałem z żartem.
Grace tylko spojrzała na mnie zabijającym wzrokiem i szybko wsiedliśmy do jednego radiowozu.
  - Po co nam aż taka obstawa? Sami w czwórkę byśmy sobie poradzili - zaśmiałem się. - Właśnie... W czwórkę... Gdzie Kendall? 
  - Kendall czeka na nas na następnym przystanku - odezwał się Carlos.

Carlos.

Podjechaliśmy i zgarnęliśmy Kendalla i co się potem okazało, Rose też była chętna na przejażdżkę. 
  - Dobra, Matt, teraz na adres podany przez Emily... - rozkazałem. - Już czas...
***
To było już tutaj. 
1310 West, dwudziesta ulica.
  - Dobra, słuchajcie, trzeba obmyśleć plan... - zaczął Kendall.
  - Po cholere plan - powiedziałem i jako pierszy wysiadłem z radiowozu.
  - Carlos! Zaczekaj! Nie możemy działać za szybko! - wołał za mną Matt.
  - Zbyt dużo czasu już minęło - rzuciłem mu przez lewe ramię.
Wyciągnąłem pistolet z kieszeni mojej skórzanej kurtki i powoli podeszłem do drzwi. Za mną przyszli Kendall, Logan, James, Grace i reszta oddziału policji.
Ja jednak stałem najbliżej drzwi. Serce mi biło jak młotem. Krew we mnie buzowała, to był ten czas. Nareszcie.
Przełknąłem ślinę i przeżegnałem się w myślach. Kopniakiem otworzyłem drzwi i weszłem do środka. 
  - Ręce do góry! Niech nikt się nie rusza! - zacząłem krzyczeć.
  - Matko Boska! O co chodzi? - ktoś zapytał przerażony.
Spostrzegłem, że to dwóch staruszków siedzących przed telewizją. Myślałem, że to tylko kamuflaż.
  - Kellan, ty dupku! Wyłaź! Wiem, że tu jesteś! - zacząłem chodzić po domu.
  - Carlos... - wołał za mną Kendall.
  - Myślisz, że się nabiorę? Grubo się mylisz! Zapłacisz! - krzyczałem.
  - Carlos...! - chodził za mną Logan.
  - Zmiotę ci ten bezczelny uśmieszek z tej twojej brudnej mordy!
  - Carlos! - stanął przede mną James i chwycił mnie za ramiona. - To nie tutaj...
  - A-Ale... Ona mówiła... - nie wierzyłem.
  - Jednak chyba się pomyliła... 
  - Nie... Nie, nie, nie... - chwyciłem się za głowę, chciało mi się płakać.
  - Przykro nam... - powiedział Kendall ze smutkiem.
  - Nie, ja... Nie wierzę... To miało już się skończyć... 
Nikt tym razem się nie odezwał. Odwróciłem się do wszystkich. Popatrzyłem na każdego z nich z nadzieją, że ktoś mi coś powie. Wszyscy spuścili głowy z żalem i nikt nic nie powiedział.
  "I co dalej...?"
__________________________________
No i jak obiecałam, jest rozdział 21! : D 
Co sądzicie? To już piszcie w komentarzach : )
Moje ważne dla mnie źródła mi przekazały, że "Trouble" jest najbardziej znanym, najlepszym i najbardziej lubianym, polskim fanfiction o BTR! 
Z CAŁEGO SERCA DZIĘKUJĘ TYM, KTÓRZY TAK UWAŻAJĄ I SĄ Z "TROUBLE" OD SAMEGO POCZĄTKU! 

Jest to ostatni rozdział przed rokiem szkolnym... Znowu się zacznie... Zwłaszcza, że idę teraz do LO... Rok temu pisałam na moim starym blogu, że zawieszam go, bo będę miała tonę nauki. Tym razem nic z takich rzeczy nie napiszę. Zbyt dużo pochwał i radości mam z tego fanfiction : ) 
Dlatego życzę wam dobrego powrotu do szkoły (takie to oklepane, wiem), super kolegów i koleżanek i oczywiście nauczycieli. 
Pamiętajcie, jeśli jakiś nauczyciel zajdzie wam za skórę zadzwońcie do Carlosa z "Trouble", on załatwi sprawę zawodowo z resztą jego grupy ; D 

Oczywiście, jak zawsze...
ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA! 

14 komentarzy:

  1. skąd wiedziałaś, że się popłacze..?
    wiem, czytałaś mi w myślach : )
    okeej.. do tej pory nie mg przestać płakać..

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja już tu płacze. :c kocham Cię i Twoje opowiadanie ♡ pisz następny rozdział, bo muszę wiedzieć co się stanie! /Alex

    OdpowiedzUsuń
  3. Nosz kurde już myślałam że znajdą Emily!
    Czekam na następny rozdział z niecierpliwością! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Juz myslalam, ze ja znajda, ze to bedzie koniec tych tortur...a tu co?! ;____;....
    Zabilabym Cie za to ze jej nie znalezli -,- ale tego nie zrobie ;) Bloog jest zbyt swietny^^ zeby stracic taka pisarke jak Ty *.*
    Ale zbyt Cie kocham za niego ^.^ by ci cos zrobic :-D....po za tym chce wiedziec co bedzie dalej >.<
    Jest swietnie!!! Kocham tego blooga <3 jedyny ktory mnie tak wzrusza ze placze :-( i tak denerwuje,ze mam ochote cos walnac -,-
    Dziewczyno mowie Ci...masz talenta *.*
    A przy okazji racje. :)
    Wedlug mnie "Trouble" jest najlepszym fanfiction :-P a Ty masz niesamowita wyobraznje :-*
    Wiec...
    PISZ, PISZ! DOCZEKAC SIE NIE MOGE, KOLEJNEGO ROZDZIALU!!! <3<3<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się no nic dodać, nic ująć i jeszcze ta muzyka w tle <33

      Usuń
  5. Uwielbiam twojego bloga. Masz talent. Czekam z niecierpliwoscia na kolejny rozdzial.

    OdpowiedzUsuń
  6. Aaaaa.. Świetny rozdział! :D
    Już miałam nadzieję, że ją znajdą, jejkuuu ;c Ona strasznie cierpi :c
    Mam nadzieję, że Carlos i reszta w końcu ich zabiją :)
    Czekam nn :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie świetne, aż brak mi słów. Masz wielki talent, nie zmarnuj go! Gdy napiszesz książkę j ana 1000000000 % ją kupie. Czytam każdy rozdział od początku i zostane do końca <33 W ogóle ja mam cały czas przed oczami zamiast tej dziewczyny, Alxe i nie wiem czemu o.o No ale cóż zakładaj fanodm np. Trouble's, trouble'ers.. no nie wiem, ale masz go założyć, jestem już 1 Troublers :D
    P.S Nie wiem czemu, ale ten blog wywołuje u mnie takie emocje, że szok ;o I się nawet uśmiałam jak wpadli staruszkom do domu XDD Ale potem się zaś zasmuatałam, bo jej nie znaleźli :<<
    P.S.2 Czekam na następny, pisz szybko!! :) ~Daria

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetne i wciągające xd uwielbiam jak piszesz masz talent w olnej chwili zacznę czytać od początku tego bloga tego drugiego już nadrobiłam dawno heh xd
    Zapraszam również do mnie xd
    http://paulinakfs.blogspot.com/2013/09/opowiadanie-6-cz1.html

    OdpowiedzUsuń
  9. ŁOO !! SUPER CZEKAM NN <3333333 LOVE

    OdpowiedzUsuń
  10. nie zwracaj uwagi na ten komentarz.. ja po prostu sb znowu czytam <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Super! czekam na następny, pisz mi tu ale już :D no niesamowite to jest :)

    OdpowiedzUsuń
  12. http://big-time-rush-ciri.blog.onet.pl zapraszam Ciri

    OdpowiedzUsuń
  13. Ciri nie spamuj pod tak wartościowym i trzymającym emocje blogiem! Rodział jest śiewtny, należą Ci się wielkie brava!! :)) czekam na nn ;*

    OdpowiedzUsuń