niedziela, 27 października 2013

Rozdział 26 - "All we need is faith"

Kendall.

Usłyszeliśmy czyjeś kroki niedaleko nas. Zastygliśmy w ruchu i czekaliśmy na kolejne wydarzenia. Ręce Rose drżały, chwyciłem je i przytuliłem do siebie. Coś cicho strzeliło, zahaczyło o samochód. Coś nas pociągnęło. Samochód stanął na kołach. Cicho syknąłem trzymając się za nogę. Drzwi zdemolowanego samochodu otworzyły się od strony kierowcy, czyli Jamesa. Ja i Rose nawet nie drgnęliśmy. Mężczyzna z zasłoniętą twarzą powoli przybliżał dłoń do Jamesa, aby sprawdzić, czy żyje. Następne wydarzenia nadeszły jakby w ciągu kilku mikrosekund. 
Rozległ się strzał.
Mężczyzna upadł bezwładnie na ziemię.
Oboje poruszyliśmy się niespokojnie. 
  - Co do cholery?! - krzyknąłem.
James siedział z pistoletem w ręku. 
  - Trzeba było się zająć sukinkotem - uśmiechnął się łobuzersko.
  - Idź się lecz, kretynie! - zaśmiałem się. 
Poruszyłem się i znowu syknąłem z bólu.
  - Stary, żyjesz? - zapytał troskliwie James. 
  - Jasne, jest okej - pokiwałem głową.
  - Ta, a ja jestem Madonna i gram na skrzypcach śpiewając ballady. Dzwonię po pogotowie. 

[ 3 godziny później ] 

Carlos.

Ja i Emily spaliśmy w naszym pokoju hotelowym. Ciągle przewracałem się z jednego boku na drugi. Wracały wspomnienia z ostatniego czasu. Wracały nieubłaganie jeden po drugim.

... 

Kellan stał przede mną mierząc mi pistoletem w głowę. Uśmiechał się bezczelnie, budził we mnie obrzydzenie. Zacisnąłem dłoń na uchwycie, a palec na spuście. 
  - Nie strzelisz, Pena - powiedział dalej się uśmiechając. 
  - Chciałbyś... Nawet jeśli mam iść do pudła to strzele. Za dużo krzywdy sprawiłeś moim najbliższym... 
  - Biedny Carlos - wydął usta i śmiał się w dalszym ciągu.
Krew we mnie się zagotowała. 
Zacząłem spadać. 
Nie miałem pojęcia co się dzieje. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Nagle upadłem na ziemię. Krzyknąłem cicho z bólu. Korytarz był ciemny i cichy. Podniosłem się z kafelek i rozejrzałem się dookoła. 
Poczułem lufę pistoletu na tyle głowy. 
  - Witam, panie Pena - usłyszałem męski głos. - Jest mi pan coś dłużny, nie sądzi pan?
Przełknąłem ślinę i nie zrobiłem nawet najmniejszego ruchu. Chciałem tylko wiedzieć kto to.
  - Byłoby mi łatwiej odpowiedzieć na to pytanie jeśli wiedziałbym z kim rozmawiam - powiedziałem ze spokojem.
  - Ma pan prawo wiedzieć - zgodził się. - Może pan się odwrócić, ale powoli. Nie chce pan chyba umrzeć w niepewności?
Wziąłem głęboki oddech i odwróciłem się powoli. Przede mną stał nie wiele większy mężczyzna. Nie widziałem jego twarzy, było zbyt ciemno. 
  - Zadowolony? - zapytał.
  - To już nie jesteśmy na "pan"? 
  - Nie podskakuj, szczurze! Zrobiłeś coś, czego pożałujesz, rozumiesz...? - zmienił ton.

...

Otworzyłem oczy i znowu byłem w ciemnym, hotelowym pokoju. Byłem zlany potem i szybko oddychałem. Szybko zerknąłem, czy Emily jest ze mną. Spała słodko, niczym się nie przejmując. Dłońmi zakryłem twarz i odchyliłem ją do tyłu. Wziąłem głęboki oddech - pomogło. Delikatnie wstałem z łóżka i podeszłam do okna. Była piękna noc. Otworzyłem okno chcąc odetchnąć świeżym powietrzem. Oparłem się łokciami o parapet i zacząłem podziwiać to, co mam dookoła. Myślałem nad snem.
  "To musiał być Ethan..." - byłem tego pewien.
Kendall miał rację, sprawa teraz staje się poważniejsza... Tym razem nie mogłem popełnić żadnego błędu. ŻADNEGO. Każdy niepoprawny krok prowadził do jeszcze większego kłopotu. Trzeba było być uważnym.
Zadzwonił telefon.
  - Kto to o tej porze...? - nie dokończyłem pytania. - James?
  - Cześć, obudziłem cię? - odezwał się głos przyjaciela.
  - Nie, nie mogłem zasnąć. Co jest? Stało się coś?
  - Mieliśmy wypadek...
Moje serce stanęło i zacząłem chodzić po pokoju.
  - Co...?! - nie chciałem obudzić Emily. - Nic wam nie jest?
  - Z Rose wszystko wporządku, z Kendallem trochę gorzej...
  - Co mu jest? - martwiłem się o przyjaciela.
  - Coś z nogą... Ale wyliże się z tego. On ma cholernego farta w życiu, przecież wiesz... - chciał się zaśmiać, ale mu się nie udało.
  - To dobrze... Jak ty się czujesz...?
  - Ja? Ty wiesz, że jestem jak ze stali - tutaj już udało mu się lekko zaśmiać.
Odetchnąłem z ulgą.
  - Kto wam to zrobił? Czekaj, zgaduję. Ktoś od Ethana, prawda?
  - Nie, wiesz? Steward zmartwychwstał i zesłał na nas swoją żonę. Jasne, że jeden z ludzi Ethana!
  - Możesz to jakoś rozwinąć?
James chyba usiadł i przeciągnął się.
  - Wracaliśmy ze szpitala z Kendallem i nagle jakiś czarny samochód zepchnął nas z drogi i spadliśmy ze wzgórza. Aha! Sprzedać ci wiadomość dnia? Kendall się oświadczył Rose!
  - Naprawdę?! - wykrzyknąłem trochę za głośno, ale Emily miała twardy sen.
  - Człowieku, prawie się wzruszyłem... - brzmiał bardzo przekonywająco.
  - Chociaż to... - byłem bardzo szczęśliwy.
  - Chyba ten sam koleś chciał mnie sprawdzić, czy nie żyję, a ja BUM! Sprzedałem mu kulkę prosto w środek głowy! Koniec akcji.
  - Bogu dzięki, że nic wam nie jest... Śnił mi się Kellan i Ethan... Dlatego nie mogłem zasnąć... James, kłopot już wrócił, szybciej niż nam się wydawało... Musimy być ostrożni...
  - Wszystko będzie okej, tym razem nie popełnimy żadnego błędu...
  - Chciałbym, żeby tak było...

***

Nadeszły ciche dni. Czy na pewno to był powód, żeby przestać być czujnym? To był cisza przed burzą... 
Mogliśmy wrócić do domu. Emily dowiedziała się o wypadku Jamesa, Kendalla i Rose. Nie zadawała więcej pytań po tym, gdy usłyszała, że Kendall oświadczył się Rose. Od razu zadzwoniła do przyjaciółki i pogratulowała jej z całego serca. Rozmawiały długo, jak to one. Rose musiała opowiedzieć najmniejszy szczegół. 
Weszliśmy do domu rozglądając się dookoła. Nasz znajomy policjant - Matt i tata Grace pokryli wszystkie koszty. Oboje poznali naszą sytuację, wiedzieli jak było. 
Emily chwyciła się za głowę.
  - Boże, Lucy! 
Kompletnie zapomnieliśmy o kotce Emily. Przez to włamanie i te wszystkie zawirowania zapomnieliśmy. Emily zaczęła chodzić po domu i szukać małej przyjaciółki. Ja za to chwyciłem za telefon i zadzwoniłem do Matta.
  - Halo? Cześć, Carlos! Wszstko wporządku? Wróciliście już do domu? 
  - Tak, jest okej jak na chwilę obecną. Mam pytanie. Widziałeś gdzieś ostatnio w naszym domu kota? 
  - Kota? U was? Nie - odpowiedział zdezorientowany.
  - Cholera... No dobra, dzięki... Jeszcze raz bardzo ci dziękujemy... Tobie i tacie Grace... Jesteście wspaniałymi ludźmi, można na was liczyć...
  - Carlos, już dziękowałeś, nie ma za co. Pamiętaj, jeśli cokolwiek się będzie działo to od razu do mnie dzwoń.
  - Jasne. Do usłyszenia - rozłączyłem się.
Schowałem telefon do kieszeni i stanąłem na wejściu łazienki. Emily zaglądała do każdego zakamarka pomieszczenia.
  - Emily... - chciałem ją uświadomić o zaginięciu kotki.
  - Lucy...! Chodź do mnie, malutka... - nawoływała nie reagując na mnie.
  - Emily...
  - O, już wiem! Często chowała się pod łóżkiem! - minęła mnie i pobiegła do sypialni.
Westchnąłem i chwyciłem ją za ręce.
  - Emily - odzyskałem jej uwagę.
Patrzyła na mnie ze łzami w oczach. Wiedziała co chcę jej powiedzieć. Ona tylko spuściła wzrok i usiadła zrezygnowana na łóżku. Złożyła ręce jak do modlitwy i zamknęła oczy. Usiadłem koło niej chcąc dodać jej otuchy.
  - Wiem, że była dla ciebie ważna... Te kilka lat zrobiły swoje... Nie trzeba być jakimś geniuszem, żeby zaobserwować to, że była dla ciebie ważna... - przytuliłem ją. - Lucy miała obrożę z twoimi danymi. Na pewno ktoś się niebawem odezwie...
Dziewczyna tylko pokiwała głową.

Kendall.

Leżałem na łóżku i myślałem nad tym wszystkim. Nie chciałem ponownie narażać życia Rose. Kolejne niebezpieczeństwa, kolejne pościgi, kolejne morderstwa... Kłopot powrócił szybciej, niż nam się wydawało... Dobrze, że ta Amelia nas ostrzegła. Jednak i tak nie byliśmy gotowi na tak szybki powrót. 
Do pokoju zajrzała Rose.
  - Chcesz herbaty? - zapytała.
Ja tylko spojrzałem na nią znacząco, a ona zrozumiała. Weszła do pokoju i usiadła koło mnie.
  - Znowu...? 
Nic nie odpowiedziałem. Miała po prostu rację.
  - Kendall... Nic z tym nie zrobimy... 
  - Zrozum, Rose... Nie chcę cię narażać... Zwłaszcza teraz, kiedy... Jestem za ciebie bardziej odpowiedzialny niż kiedykolwiek... 
Spojrzała na pierścionek zaręczynowy. Zrozumiała.
  - Ale... Jeśli przeszliśmy poprzednie to z tym też sobie poradzimy... - powiedziała.
  - Sprawa jest poważniejsza... Brat Kellana jest groźniejszy niż sam Kellan... Co gorsza on chce się zemścić za śmierć członka rodziny... - przerwałem i chwyciłem dziewczynę za ręce. - Jeśli ktoś ci odbierze życie, a mnie przy tobie nie będzie... najpierw zajmę się sprawcą... a potem zabiję sam siebie...
  - Błagam, przestań tak mówić... Nie mogę tego słuchać... - miała łzy w oczach.
  - Już raz prawie cię straciłem... To była moja wina... Nawet nie wiesz jaki byłem na siebie wściekły... Byłem wściekły jak cholera... Nie wiedziałem co się dzieje... Nie chcę znowu tego przeżywać... 
  - Przestań już... Nic się nie stanie... 
Spuściłem wzrok i pokiwałem delikatnie głową. 
  - To jak...? Chcesz tej herbaty...? - uśmiechnęła się.
Odwzajemniłem uśmiech.
  - Z cytryną poproszę... 
Rose poklepała delikatnie mnie po dłoni i ruszyła do kuchni.

[ Późnym wieczorem ]

Grace.

Siedziałam najprawdopodobniej sama w swoim biurze. Było pełno papierkowej roboty. Dosłownie zasypiałam nad nią. Otrząsnęłam się na chwilę i dostałam niespodziewanego napływu energii. Postawiłam dwie parafki na dokumencie. Myślałam, że praca pójdzie mi szybciej. 
Zadzwonił telefon.
  "No jasne... Akurat jak już chciałam iść dalej z robotą..." 
To był Logan.
  - Logan? Jak zawsze masz wyczucie... - przywitałam go "miło".
  - Grace, słuchaj, masz dużo jeszcze do roboty?
  - Wyobraź sobie, że dość sporo... - przewróciłam oczami.
  - Pamiętaj, nie wracaj pod żadnym pozorem po nocy.
Rozbawiło mnie to.
  - Nie jestem małą dziewczynką! Wiem jak o siebie zadbać! Nie rozśmieszaj mnie! 
  - To nie jest zabawne... 
  - Uspokój się, nie ruszę się z biura aż do późnego rana... 
  - Dobrze... Zrozum, ja się po prostu martwię...
  - O to, że ktoś samochód zarysuje? 
  - Martwię się o ciebie...
Te słowa sprawiły, że poczułam ukłucie w sercu. Rzadko się zdarzało, że mówił mi takie miłe słowa. Był typem "macho". 
  - Uważaj na siebie i pamiętaj...
  - Wiem, wiem... Nie jedź do domu po nocy... - uśmiechnęłam się.
  - Grzeczna dziewczynka... Dobranoc... - poczułam przez słuchawkę jak się uśmiecha.
  - Dobranoc... 
Rozłączyłam się i rozmarzyłam się na chwilę. Oczy znowu zaczęły mi się same zamykać. Ziewnęłam bezgłośnie i położyłam głowę na dokumentach. W całym biurze była niesamowita cisza. Dosłownie słyszałam muchę niedaleko mnie. Myślałam o słowach Logana. Krążyły mi po głowie, słyszałam je bez ustanku. 
Usłyszałam trzask. 
Zerwałam się z biurka z rozszerzonymi oczami ze strachu. 
Powoli wstałam i podeszłam do drzwi od mojego biura. 
Ostrożnie rozszerzyłam palcami rolety.
Biuro było puste.
Kroki.
Ktoś "zwiedzał" komisariat.
Serce biło mi niesamowicie szybko.
Czyiś cień pojawił się na podłodze. 
Szybko odsunęłam się od drzwi.
Plecami dotknęłam biurka. 
Z szuflady powoli i ostrożnie wyciągnęłam pistolet.
Kroki robiły się coraz głośniejsze.
Głęboki oddech.
Klamka drzwi przekręcała się.
Odblokowanie pistoletu.
Drzwi się otworzyły.
Wymierzyłam broń w postać.
  - Jasna cholera, Grace! - ktoś się wydarł.
  - Tata...? - opuściłam broń.
  - Nie może tak być, żebyś we wszystkich mierzyła bronią! Ja wszystko rozumiem, ale bez przesady!
  - Przepraszam... 
Ojciec podszedł do mnie położył rękę na moim ramieniu.
  - Już dobrze, skarbie... 
Przytulił mnie.
Bałam się. Bałam się jak cholera. Kellan to był pikuś w porównaniu z jego bratem... Jeśli Logan mi wyznaje, że się o mnie boi...

To już jest naprawdę duże niebezpieczeństwo...

________________________________
Nareszcie się doczekaliście. Jak już napisałam pod poprzednim rozdziałem:
Pierwotne "Trouble" powróciło! 
Trochę jednak się martwię, bo liczba komentarzy spada... Co robię źle? Bardzo ładnie proszę o polecanie mojego fanfiction : )

Ponownie kieruję prośbę do osób posiadających programy do robienia filmików!Mam prośbę do osób, które są w posiadaniu programów do robienia filmików. Jeśli jakaś dobra osóbka mogłaby zrobić ładny filmik o moim fanfiction to byłabym BARDZO wdzięczna! Może znacie taką osobę, która mogłaby zrobić naprawdę dobrą robotę to poproście ją o kontakt ze mną. Każdy pomysł na filmik jest dobry! Piszcie na mojego Twittera w razie pytań

Zapraszam do komentowania!

12 komentarzy:

  1. świetny rozdział . naprawdę świetnie piszesz :) jestem ciekawa co dalej . czekam na nowy :)
    ps. zapraszam do mnie na http://zpunktuwidzeniamyheroislogan.blogspot.com/ ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zwykle świetny rozdział <3 Już myślałam , że to brat Kellana idzie do Grace i takie napięcie :D Czekam na nn ;3

    ~AlittlemoreBTR

    OdpowiedzUsuń
  3. To strasznie wciągające! Świetnie piszesz! Z niecierpliwością czekam na to co będzie dalej :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnych rzeczy można się dowiedzieć. James jest Madonna i gra na skrzypcach. Dobre! ALe skąd on do jasnej cholery zytrzasną broń? Biedny Kenny. Ledwo wyszedł ze szpitala już znowu tam trafi. Tylko tym razem w gorszym stanie.
    Rozdział był świetny! Jak problem to problem. No i czekam na następny.
    No i wybacz spam. Zapraszam do siebie na http://btr-la-is-ours.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Zajebiśty rozdział jak zawsze zresztą! :) uwielbiam to całe napięcie. Czekam na nastepny rozdział! :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział . Czekam na następny ^.^

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział jak zwykle. Ciekawe co wydarzy się dalej. Pisz szybko następny ^.^

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział!<3
    James ty "draniu"! XD a ja sie o ciebie już bałam >.<
    Moment z Madonną mnie rozwalił O.o
    piszesz świetnie i pisz dalej :D
    powtórzę się ale to zdanie to chyba mój znak rozpoznawczy;
    Dziewczyno masz talenta! Pisaj dalej ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Swietny rozdzial,wow,czekam na cedeka :D
      Claire

      Usuń
  9. http://ocenialniaa.blogspot.com/2013/11/04-trouble.html Twoja recenzja została napisana :) Zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny rozdział i czekam na nn sory że tak późno ale to z braku czasu :/

    OdpowiedzUsuń